Chirurgia plastyczna

pablo.grzybowski@gmail.com

pablo.grzybowski@gmail.com

Przebywanie w Miejscach Mocy regeneruje siły i poprawia samopoczucie – uważają ich zwolennicy. Przeciwnicy mówią – magia, czary. Tymczasem, oddziaływanie energetyczne Ziemi to czysta, potwierdzona badaniami fizyka.

W poniedziałek 15 października w Regent Warsaw Hotel swoje siódme urodziny, wspólnie z klientami, świętowała firma Biotec Lasers Polska. Spotkanie posłużyło nie tylko przyjrzeniu się jej historii, ale i wymianie doświadczeń oraz zaprezentowaniu nowości.

Kojarzysz ten charakterystyczny zapach, który pojawia się zaraz po burzy? To ozon, czyli alotropowa odmiana tlenu, składająca się z trójatomowych cząsteczek - niebieski gaz o niezwykłych właściwościach, który powstaje podczas uderzeń piorunów.

Po wakacjach skóra z reguły potrzebuje silnego nawilżenia i regeneracji. Na szczęście jesień to bez wątpienia najlepszy czas na zadbanie o jej kondycję – w tym okresie możemy bezpiecznie korzystać z najbardziej skutecznych zabiegów medycyny estetycznej. Na jakie warto się zdecydować? Podpowiadamy!

Idealne warunki

Latem skóra narażona jest między innymi na silne działanie promieni słonecznych oraz wysokie temperatury, które wysuszają jąi przyczyniają się do ogólnego pogorszenia się jej kondycji. W czasie słonecznych miesięcynie możemy sobie pozwolić na niektóre zabiegi – wielu z nich nie powinno się w ogóle wykonywać latem, a pozostałe wymagają silnej i regularnej ochrony przeciwsłonecznej, o czym część nas może zapomnieć i tym samym zaszkodzić swojej cerze. Na szczęście tuż po tym trudnym okresie przychodzi jesień, czyli idealny czas na wizytę w gabinecie medycyny estetycznej. Dzięki mniejszemu narażeniu na oddziaływanie promieni słonecznych jesteśmy po prostu bezpieczniejsi i możemy dać swojej skórze czas na ewentualną rekonwalescencje pozabiegową.

TOP 3 zabiegów na jesień

Wybór zabiegów regenerujących skórę po lecie jest obecnie bardzo szeroki i nietrudno poczuć się zagubionym. Które z nich zapewnią najlepszy efekt? Pytamy o to dr n. med. Monikę Kuźmińską z Yonelle Beauty Institute w Warszawie.

Perfect Derma Peel

Jesienią na pewno warto pomyśleć o peelingach – przywracają one bardzo szybko dobrą formę skórze, odświeżają ją i rozjaśniają przebarwienia. Mogą też pomóc w walce z zaskórnikami czy trądzikiem. W tej kategorii wybór jest naprawdę duży i warto skonsultować się z lekarzem, który będzie dla nas najlepszy. Jednak na uwagę na pewno zasługuje Perfect Derma Peel, który dzięki połączeniu niezwykle skutecznych składników już po jednym zabiegu pozwala uzyskać spektakularne rezultaty. – Perfect Derma Peel jest jedynym peelingiem zawierającym glutation – bardzo silny antyoksydant, który sprawia, że skóra staje się rozjaśniona i rozświetlona, a dodatkowo spowalnia też proces starzenia i chroni skórę przed działaniem wolnych rodników. Efekt związany jest jednak z silnym złuszczaniem, które pojawia się po 3-4 dniach i trwa minimum 3 dni.

Mezoterapia

Twojej skórze potrzebny jest zastrzyk energii? W takim przypadku idealnym wyborem będzie mezoterapia, czyli zabieg polegający na licznych płytkich nakłuciach skóry w celu wprowadzania do niej określonych substancji, które ją zregenerują, ujędrnią i nawilżą. Zależnie od oczekiwań można zastosować preparat z kwasem hialuronowym lub mieszanką peptydów i witamin. Często wykorzystuje się do niej również osocze bogatopłytkowe. Odwirowane w specjalny sposób osocze zawiera liczne substancje aktywne, czynniki wzrostu, które poprawiają gęstość, jędrność i koloryt skóry, zmniejszając zmarszczki i bruzdy. Jest to materiał autologiczny, dlatego rezultaty, które uzyskujemy są efektem naturalnego procesu naprawczego organizmu.

Laser Mosaic

Jesienne miesiące to również najlepszy czas na wykonywanie zabiegów laserowych. Upraszczając, ich działanie opiera się na celowym uszkodzeniu czy podrażnieniu skóry tak, aby stymulować ją do odbudowy. Dlatego tak ważne jest, żeby nie narażać wtedy skóry na działanie promieni słonecznych. Jaki laser wybrać? Najlepiej bezpieczny, skuteczny i z krótkim czasem gojenia. Warunki te spełnia m.in. laser Mosaic. Łączy on skuteczność działania ze stosunkowo małą inwazyjnością. Duża rozpiętość parametrów terapeutycznych daje możliwość wykonania zabiegów mniej lub bardziej agresywnie w zależności od potrzeb skóry, jak i oczekiwań pacjenta. Efektem tego zabiegu jest poprawa owalu twarzy oraz ujędrnienie i odmłodzenie skóry. Zmarszczki stają się mniej widoczne, a ewentualne przebarwienia czy drobne blizny usunięte.

 

Źródło: mat. prasowe

Ben Utecht przeszedł pięć wstrząsów mózgu, John Keller przez 70 dni był w śpiączce. Obydwaj mieli ogromne problemy z pamięcią, ale dziś to już przeszłość. Okazało się, że trening umysłu przydaje się  nie tylko uczniom, chcącym poprawić wyniki w nauce, ale także osobom po ciężkich urazach mózgu.

Czy oglądaliście film „Wstrząs” z Willem Smithem? To historia dr Benneta Omalu, który znalazł dowody na związek mikrowstrząsów oraz urazów głowy sportowców z ich późniejszymi chorobami. Również Ben Utecht, gracz NLF zmagał się z mikrourazami głowy. Sytuacja mogłaby się skończyć bardzo źle, gdyby nie trafił do specjalisty, który pomógł mu trenować… mózg.

Pamięć wyćwiczona na nowo

Ben Utecht (ur. 1981 r.) zaliczany był do grona najlepszych zawodników futbolu amerykańskiego. Grał w drużynie Indianapolis Colts i przyczynił się m.in. do wygranej w mistrzostwach Super Bowl w 2007 r. Kolejnym krokiem w jego karierze miał być związek z Cincinnati Bengals. Kontrakt opiewający na 9 mln dolarów zwiastował kolejne sukcesy, ale niestety, podczas jednego z treningów Utecht doznał wstrząsu mózgu i stracił przytomność. Zawodnik trafił do szpitala, a badania wykazały, że Utecht miał za sobą jeszcze cztery inne wstrząsy, o których nawet nie wiedział. To był początek końca kariery sportowca - i to właśnie w momencie, gdy wydawał się osiągać szczyt.

Żona futbolisty urządziła na jego 30. urodziny przyjęcie-niespodziankę. Impreza udała się wyśmienicie, a po przyjęciu Ben spędził 3 dni ze swoim przyjacielem. Weekend był bardzo udany – tak przynajmniej twierdził przyjaciel, ale – ku jego przerażeniu – sam Utecht nie był w stanie powiedzieć na ten temat zupełnie nic. Minione dni całkowicie zniknęły z jego pamięci. To był pierwszy tak wyraźny sygnał problemów.

Z czasem luki w pamięci stawały się coraz bardziej dotkliwe. Mężczyzna zaczął pisać listy do żony i czwórki swoich córek, chcąc w ten sposób zachować choćby okruchy ulatującej pamięci. Ostatecznie z zapisków tych powstała książka, w której przedstawił swoją życiową filozofię i wszystko, co chciałby przekazać swoim dzieciom – nawet, gdyby pewnego dnia przestał rozpoznawać najbliższych.

Trudno uwierzyć, że dziś pamięć Bena Utechta wydaje się być zupełnie dobra! Jak to możliwe? Ratunkiem okazał się trening – intensywny, momentami trudny, ale niezwykle skuteczny. Utecht cztery razy w tygodniu, za każdym razem po 2,5 godziny, wykonywał ćwiczenia pamięciowe pod okiem trenera umiejętności poznawczych, pracującego metodą Brain Rx. Jedno z ćwiczeń polegało np. na zapamiętaniu losowych słów i liczb, by potem bezbłędnie odtworzyć je z pamięci. Tego typu ćwiczenia pozwalają na tworzenie w mózgu nowych ścieżek neuronowych i zastępowanie nimi tych, które tak jak w przypadku Utechta, nie działały poprawnie.

W sumie trening trwał 100 godzin na przestrzeni 20 tygodni. Wcale nie dużo, jeśli weźmiemy pod uwagę rezultaty. W teście wykonanym na początku treningu, jego pamięć krótkotrwała klasyfikowała się na zastraszającym poziomie zaledwie 12 centyli. Pamięć długotrwała była natomiast na poziomie 17-latka, a więc człowieka mającego znacznie mniej wspomnień niż 30-letni mężczyzna. Po treningu te same testy dały wyniki 78 centyli dla pamięci krótkotrwałej oraz 98 centyli dla długotrwałej. Na papierze – rewelacja, ale co to oznacza w praktyce?

Jak powiedział w jednym z wywiadów były sportowiec, przed rozpoczęciem treningu gubił się już w połowie zdania, zapominając słów. Nie był w stanie prowadzić normalnych rozmów. Natomiast po treningu tego typu trudności zniknęły całkowicie. Co prawda Utecht nie odzyskał wspomnień, które już utracił w wyniku doznanych wstrząsów mózgu, ale dzięki ćwiczeniom przestał tracić kolejne. Nowe doświadczenia były już zapamiętywane bez problemów i nie ulatywały z pamięci nawet po dłuższym czasie.

Obecnie Utecht nie jest już sportowcem, ale z powodzeniem realizuje zupełnie inną karierę. Jest piosenkarzem, a jako muzyk nie tylko wydaje nowe płyty, ale też koncertuje i zdobywa nagrody. Dodatkowo stał się także rzecznikiem amerykańskiego towarzystwa lekarskiego American Academy of Neurology, przyczyniając się w ten sposób do rozpowszechniania wiedzy na temat korzystnych dla zdrowia efektów, jakie dają treningi kognitywne (rozwijające mózg).

Od śpiączki do pełnej sprawności

Przypadek Bena Utechta nie jest odosobniony. Wiele osób doświadcza problemów z pamięcią z powodu rozmaitych urazów lub tak jak John Keller – ulegają ciężkim wypadkom.  Sytuacja Kellera jest zresztą jeszcze bardziej skrajna.

W 2009 roku 33-letni mężczyzna jechał motocyklem – bez kasku i bez odzieży ochronnej. W pewnym momencie z impetem uderzył w niego samochód, niemalże wystrzelając motocyklistę w powietrze. Ciało mężczyzny przefrunęło nad kilkoma pasami jezdni!

Keller przeżył, ale jego stan był bardzo zły. Zmiażdżona miednica, poważny uraz mózgu, brak kontaktu – lekarze nie dawali mu szans. Mężczyzna spędził w śpiączce 70 dni, przeszedł 14 operacji, a na szpitalnym łóżku spędził prawie rok. Potrzeba było wiele pracy, aby w końcu zaczął poruszać się o własnych siłach oraz mówić. Przychodziło mu to z wielkim trudem, ale dla rodziny już sam fakt, że wracał do aktywności, była powodem do radości, a dla lekarzy ogromnym zaskoczeniem. Gorzej, że jego pamięć była w rozsypce. Na przykład, jeśli ktoś mu się przedstawił, po 30 sekundach rozmowy zapominał jego imienia.

Keller nie chciał się jednak poddać. Swoją sprawność fizyczną ćwiczył przez kilka godzin dziennie na siłowni, doceniając każdy, nawet minimalny postęp. Aby poprawić stan swojego mózgu, zainteresował się natomiast metodą Brain Rx. Dziś można powiedzieć, że trening kognitywny okazał się przełomem. Jak powiedział Keller w jednym z wywiadów, „trening ten był bardzo pomocny w przywróceniu moich synaps mózgowych do normalnego poziomu”.

Dość powiedzieć, że po kolejnych kilku miesiącach mężczyzna zupełnie nie przypominał osoby, którą był tuż po wypadku. Co ciekawe, trening poznawczy nie tylko poprawił pamięć, ale wpłynął też na poprawę wymowy, słuchu, a nawet wzroku. Wydaje się to niezwykłe, jednak w mózgu wszystkie te procesy są ze sobą ściśle powiązane.

Intensywna praca z mózgiem, również w tym przypadku przyniosła bardzo konkretne rezultaty. Jak duże okazały się zmiany? W internecie można znaleźć film pokazujący Kellera w śpiączce oraz po powrocie do zdrowia. „Nowszy” John sprawia wrażenie mężczyzny w pełni sprawnego, a nawet całkowicie zdrowego. Trudno uwierzyć, że ten inteligentny i płynnie wypowiadający się mężczyzna mógł być kiedyś w stanie wegetatywnym.

Trening mózgu (nie tylko) dla uczniów

Zarówno Ben Utecht, jak i John Keller włożyli dużo pracy w to, by poprawić stan swojego zdrowia. Obydwaj postanowili wytrenować swój mózg, by zmienić jakość swojego życia, ale co warto też zauważyć, obydwaj już wcześniej uprawiali sporty i byli aktywni. Można więc sądzić, że zakorzenione było w nich przekonanie, iż nie ma efektów bez działania, a sukces wymaga determinacji. Taka postawa z pewnością pomogła im również podczas ćwiczeń pamięciowych.

Do niedawna metody, jakimi pracowali wspomniani Amerykanie była niedostępna w Polsce. W Stanach Zjednoczonych metoda Brain Rx jest rozwijana od lat ’80 XX wieku, ale w Polsce pierwszy certyfikowany ośrodek pojawił się dopiero w tym roku. Przedstawione wyżej przykłady pokazują, że trening mózgu jest możliwy nawet w skrajnych sytuacjach, a więc po medycznie zdiagnozowanych urazach. Jednak większość osób korzystających z ćwiczeń kognitywnych to… uczniowie szkół podstawowych.

- Metoda ta została opracowana przede wszystkim po to, aby pomóc w rozwijaniu umiejętności poznawczych u dzieci, które mają trudności w nauce. Metoda Brain Rx pozwala niejako „uszczelnić” mózg, dzięki czemu nowe informacje pozostają w pamięci, zamiast „wyciekać” – mówi Marcin Janiec z ośrodka Brain Gym w Warszawie. – Wyniki badań dotyczących około 2000 dzieci pokazują, że na takim treningu bardzo dużo zyskują zarówno uczniowie z umiarkowanymi trudnościami w nauce, jak i ci, u których zdiagnozowano np. ADHD, dysleksję, zaburzenia deficytu uwagi (ADD) czy nawet zaburzenia ze spektrum autyzmu – podkreśla.

Skuteczność treningu kognitywnego jest konsekwencją faktu, że tego typu ćwiczenia umysłowe wzmacniają zarówno uwagę, pamięć, czy szybkość przetwarzania informacji, jak i powiązania między poszczególnymi umiejętnościami poznawczymi. Podczas ćwiczeń w mózgu tworzą się nowe ścieżki neuronowe, które ułatwiają elastyczne korzystanie z nowej wiedzy. W efekcie poprawia się np. płynność czytania, koncentracja uwagi, czy też szybkość zapamiętywania.  Trening ma wpływ zarówno na sam proces uczenia się (dziecko uczy się szybciej), jak i na wyniki w nauce (informacje są lepiej zrozumiane i pozostają w pamięci na długo).

Ponieważ korzyści z tego typu treningów najbardziej doceniają rodzice dzieci w wieku szkolnym, to właśnie uczniowie najczęściej korzystają z treningów umiejętności poznawczych. Tak naprawdę jednak sprawność umysłu można ćwiczyć w każdym wieku i bez względu na stan zdrowia. A historie Bena Utechta i Johna Kellera stanowią dowód, że trening mózgu może przynieść spektakularne efekty – i to nawet w bardzo trudnych sytuacjach.

Źródło: mat. prasowe

Rozmowa z doktorem Andrzejem Ignaciukiem, Prezesem Polskiego Towarzystwa Medycyny Estetycznej i Anti-Aging


 

W tym roku mija 25 lat od powołania Sekcji Medycyny Estetycznej PTL, z której wyrosło wasze Towarzystwo. To ćwierć wieku rozwoju estetyki z udziałem medycyny i lekarzy. Pamięta pan atmosferę tamtych czasów, gdy pierwsze informacje o zabiegach medycyny estetycznej przebijały się do Polski?

Pamiętam, jak podczas zebrania Polskiego Towarzystwa Lekarskiego, gdy składaliśmy wniosek w sprawie sekcji, pojawiły się głosy starszych kolegów: „Po co nam to? W jakim celu? Przecież jest tyle ważniejszych problemów!”

Spotykaliście się wręcz z ostracyzmem ze strony części środowiska lekarskiego…

O medycynie estetycznej wówczas nikt praktycznie nie słyszał, więc lekarzom trudno było w działaniach estetycznych dostrzec medycynę. Pomagało trochę to, że te nowości przychodziły z Zachodu, miały nimb nowoczesności. Staraliśmy się upowszechniać informacje naukowe, tłumaczyć procesy fizjologiczne, wskazywać, że to nie tylko korekcja, ale i prewencja. Ale świat medyczny podchodził do nas z rezerwą. Dopiero w 2000 roku, na kongresie dermatologów w Łodzi, odbyła się pierwsza sesja na temat medycyny estetycznej.
Teraz kolegom lekarzom jest łatwiej, bo przychodzą na gotowe… Ale zdobycie zaufania, przekonanie, że my jesteśmy lekarzami, a nasi pacjenci są pacjentami, że to nie jest paramedycyna, wymagało sporo pracy.

No i dzisiaj zbieracie laury. Ostatnie lata to burzliwy rozwój tej dyscypliny.

Zmieniło się przed wszystkim społeczeństwo – ludzie zaczęli bardziej dbać o siebie, poświęcać więcej czasu, i oczywiście pieniędzy, by zapewnić sobie dobrostan fizyczny i psychiczny.

Ale dostaliście też nowe narzędzia.

Faktycznie, na początku medycyna estetyczna miała trochę peelingów, mezoterapię, ale tylko z istniejących leków, które rozcieńczało się do iniekcji, amerykański kolagen, który dał mnóstwo powikłań, jako wypełniacz - silikon i może jeszcze laser CO2. Dziś trudno w to uwierzyć, ale kwas hialuronowy pojawił się dopiero w połowie lat 90., a toksyna botulinowa – pod koniec tamtej dekady.

Uczył się pan medycyny estetycznej we Włoszech. Czy tam sytuacja wyglądała lepiej?

Początki na świecie były podobne, ale proszę pamiętać, że poczucie estetyki łatwiej rodzi się w krajach ciepłych, o większej tradycji kulturowej. Stąd pewnie szybszy rozwój tamtych rynków, które oczywiście startowały też z zupełnie innego poziomu zamożności społeczeństw.
U nas było trudniej, ale w ostatnich dziesięciu latach, szczególnie po wejściu do Unii Europejskiej, kiedy zniknęły ograniczenia gospodarcze i bariery celne, dogoniliśmy świat. Mamy wielu doskonale wykształconych specjalistów, dostęp do najbardziej spektakularnych nowości i szybko rosnącą grupę pacjentów świadomych wagi dbania o siebie dla jakości życia.

Ten wzrost popytu powoduje, że na medycynie estetycznej chcą zarabiać wszyscy. Zabiegi medyczne wykonują kosmetyczki, lekarze świeżo po studiach biorą się za „ostrzykiwanie”, bo to stosunkowo łatwy sposób drobienia do pensji w szpitalu.

Kosmetyczki zajmują się estetyką od zawsze i robią w tym zakresie kawał dobrej roboty. Ten rynek będzie istniał, trzeba go tylko ucywilizować, jasno określić, gdzie są granice związane z kompetencją i bezpieczeństwem. Zresztą, wreszcie coś się w tej sprawie dzieje, więc może niedługo pole do nieporozumień będzie mniejsze.
Naszym celem powinno być podnoszenie wiedzy i umiejętności środowiska lekarskiego. Śmieszą mnie koledzy, którzy nauczyli się dwóch trików ze strzykawką, odbyli jedno czy dwa szkolenia produktowe i z uśmiechem na twarzy ogłaszają światu swoje mądrości na temat fizjologii starzenia, autorskich technik wykonywania zabiegów, standardów estetycznych.

Stara prawda mówi, że im więcej wiesz, tym więcej w tobie pokory?

Nie mamy żadnego tytułu, by formalnie dyscyplinować lekarzy, oczywiście, jeśli nie przekraczają prawa. Ale musimy wpływać na świadomość odpowiedzialnego podejścia do medycyny estetycznej, bo w przeciwnym razie jawić się będziemy nie jak rzetelni lekarze, ale jak banda cwaniaków rozpowszechniających fake news.

Jak pan sobie wyobraża takie samooczyszczanie się środowiska?

To jest trudne, bo rzeczywiście wejście w medycynę estetyczną wydaje się być bardzo atrakcyjne, szczególnie młodym lekarzom, zaraz po studiach, którzy pacjenta jeszcze dobrze nie widzieli. Firmy dystrybucyjne kuszą okazjami, leasingami, obiecują promocję w mediach, jak kupi się od nich więcej.
Z tego co wiem, w żadnym kraju nie opracowano jeszcze systemu, który promowałby tych, którzy wiedzą najwięcej, a nie ryczą najgłośniej. Ale to jedyna droga kreowania obrazu medycyny estetycznej i anti-aging, jako istotnego elementu opieki medycznej, szczególnie w perspektywie coraz dłuższego życia, które chcielibyśmy spędzać w dobrostanie.

Kilka lat temu zainicjowaliście promocję certyfikowanych lekarzy medycyny estetycznej.

Chcemy pokazać kolegom, że jeśli ktoś zdecyduje się poświęcić tej fascynującej dyscyplinie cały swój czas, dokształcać się, doskonalić swoje umiejętności, to może dołączyć do ligi profesjonalistów. Nie mistrzów świata, ale właśnie profesjonalistów – ludzi odpowiedzialnych, etycznie podchodzących do swojej pracy i pacjentów. To właśnie przykład wskazywania wysokich standardów i wskazówka dla pacjentów, komu warto zaufać.

Prawa rynku pokazują, że często rzetelność i moralność przegrywa z półprawdami i chwytami marketingowymi.

Oczywiście, że za pacjentem idzie pieniądz, a jak ktoś prowadzi biznes, to musi o nim myśleć. Proszę spojrzeć jakie są ceny urządzeń do wykonywania zabiegów, oryginalnych, sprawdzonych preparatów. Komercjalizacja wymusza różne zachowania. Mówi się, że pacjentów wabi się chwytliwym nazwiskiem, a zabieg wykonuje ktoś inny. Że jeśli przedłużysz wizytę, bo np. uważasz, że trzeba dokładnie zbadać pacjenta, właściciel kliniki potrąca ci z przychodów, bo spada „przerób”. Lista takich wątpliwych zachowań jest pewnie długa. Mam nadzieję, że to się będzie cywilizowało, bo to jedyna droga podnoszenia standardów. Także wśród firm dostarczających nam sprzęt i produkty.

Jak więc widzi pan rozwój medycyny estetycznej w najbliższych latach?

Technologicznie pewnie wiele nas już nie zaskoczy. Ale jest sporo do zrobienia jeśli chodzi właśnie o standardy zachowań, współpracę z naszym otoczeniem biznesowym, procedury obsługi pacjenta, kształcenie permanentne lekarzy. Pewnie będzie też postępowała specjalizacja. Rozwój technik autologicznych, wypełniaczy, laserów, medycyny regeneracyjnej powoduje, że lekarze zaczną doskonalić się w konkretnej dziedzinie, by móc coraz bardziej kompetentnie odpowiadać na potrzeby pacjentów. Rynek będzie oczywiście rósł, ale będzie się porządkował. Będzie coraz więcej prawdziwej medycyny, a coraz mniej szarlatanów obiecujących odmłodzenie w godzinę. Mamy przecież wypracowane doskonale standardy. Wystarczy się ich trzymać.

 

Światowa Organizacja Zdrowia szacuje, że do 2020 roku 2/3 chorób będzie wynikiem wyborów związanych ze stylem życia. Oznacza to, że wszechstronna modyfikacja stylu życia, obejmująca dietę, aktywność fizyczną, uzależnienie od używek, radzenie sobie ze stresem, może zapobiec wielu przewlekłym chorobom, stanowić ich skuteczną terapię lub uzupełnienie medycznych terapii naprawczych.

Wiek XX to okres skokowego postępu w zwalczaniu gnębiących ludzkość chorób i epidemii. Opanowano liczebność zakażeń, zmniejszono umieralność niemowląt i wydawało się, że na zawsze pozbyto się chorób zakaźnych – gruźlicy, chorób wieku dziecięcego, czy tyfusu. Poprawa stanu zdrowia wiązała się głównie ze wzrostem higieny i stanu sanitarnego (oczyszczanie wody, kanalizacja, wyższe normy sanitarne żywności i wzrost higieny osobistej), a znaczący spadek zachorowań na najgroźniejsze choroby zakaźne odnotowano na długo przed wprowadzeniem antybiotyków i szczepionek.

Medycyna naprawcza

Od wielu dziesięcioleci króluje medycyna naprawcza. Przeszczepy, dializy, implanty, inżynieria genetyczna, coraz bardziej rozbudowane metody diagnostyczne, wytyczały nową drogę w walce z chorobami. Spektakularnym osiągnięciom medycyny towarzyszyło przekonanie i nadzieja ludzi, że to właśnie one stanowią podstawowy klucz do zdrowia i długowieczności. Niestety, obok efektownych sukcesów, działania medycyny naprawczej niejednokrotnie zabierają zdrowie, doprowadzając do niepotrzebnych cierpień, kalectwa, a nawet śmierci.

W latach 70. ubiegłego wieku szacowano, że co piąty pacjent opuszczał szpital z komplikacjami zdrowotnymi, będącymi skutkiem stosowanych leków, a także błędów w leczeniu i diagnozowaniu. Jak to wygląda obecnie? Wystarczy poczytać ulotki informacyjne leków, żeby przekonać się o ryzyku pojawienia się po przyjęciu leku objawów ubocznych, a nawet poważnych powikłań i chorób.

Usuwanie awarii

Badania nad relacjami między medycyną naprawczą a zdrowiem od lat skłaniają do postawienia tezy, że o ile w indywidualnych przypadkach konkretne zabiegi mogą ratować życie i zdrowie, o tyle ich rola dla zdrowotności całych populacji jest znikoma.

Miejsce chorób ostrych, do których zwalczania medycyna była i jest dobrze wyposażona, zajmują nowe choroby cywilizacyjne, które z trudem poddają się leczeniu. Ratowane ludzkie życie przedłużało jedynie okres starości, której towarzyszyło wiele niełatwych do leczenia chorób i dysfunkcji. Także postępujące skażenie środowiska oraz żywność produkowana i przetwarzana przemysłowo, przysparzało nowych problemów zdrowotnych, z którymi medycyna naprawcza nie była w stanie się uporać.

Nie oznacza to, że rozwój medycyny osiągnął już kres swych możliwości biotechnicznych. Jednak ciągle jeszcze nie wypracowano efektywnych sposobów leczenia lub zapobiegania przewlekłym chorobom niezakaźnym, będącym główną przyczyną zgonów w społeczeństwach uprzemysłowionych.

Nowe choroby

Koszty opieki zdrowotnej wzrastają lawinowo, stawiając pod znakiem zapytania możliwość poprawy stanu zdrowia całych populacji przez medycynę naprawczą. Nawet najbogatsze państwa nie są w stanie przeznaczać coraz większych sum na podnoszenie standardów i dostępności służby zdrowia.

Wszystko to przyczynia się do rozczarowania i frustracji pacjentów, którzy przez „naprawczo” nastawionych lekarzy są często traktowani jako „nosiciele” określonych chorób czy chorych tkanek, które należy „zreperować”. Usuwanie skutków „awarii” organizmu, bez uświadomienia sobie oraz pacjentowi ich przyczyn, a także brak wiary w skuteczność działań związanych ze zmianą stylu życia, to podstawowe błędy lekarzy medycyny biotechniczno- farmakologicznej. Niestety w przypadku lawinowo narastającej liczby chorób przewlekłych doraźne postępowanie naprawcze nie daje zadowalających efektów terapeutycznych.

Choroby, które stanowią taką trudność dla medycyny (choroby układu krążenia, nowotwory złośliwe, zaburzenia psychiczne, zespół metaboliczny, choroby autoimmunizacyjne, alergie) są ściśle związane z warunkami życia, środowiskiem, określonymi zachowaniami, nieodpowiednimi wzorcami konsumpcji, nadużywaniem leków, zbyt obfitym lub niewłaściwym pożywieniem, skażeniem środowiska, brakiem aktywności fizycznej, a także nadmiernym stresem.

Matka miała rację

Konieczność zmiany zachowań wydawała się sprawą prostą do realizacji. Można było ją skwitować stwierdzeniem: „Twoja matka miała rację! Powinieneś jeść codziennie dobre śniadanie, nie palić, spać siedem - osiem godzin na dobę i nie denerwować się, bo to ci szkodzi”. Początkowo sądzono, że pożądane zmiany da się uzyskać dzięki edukacji zdrowotnej.
Konstruowano i wdrażano programy edukacyjne, publikowano broszury, plakaty, ulotki, doskonalono techniki przekazu. Praktyka udowodniła jednak, że sama edukacja i funkcjonowanie medycyny w jej tradycyjnym kształcie nie zapewnią sukcesów.
Stało się oczywiste, że potrzebne są całkiem nowe oddziaływania, zmiana dominującej, naprawczej medycyny na medycynę skupiającą się na działaniach podtrzymujących i kreujących zdrowie, a w konsekwencji zapewniających zwiększoną odporność na choroby, których w skali masowej nie można wyleczyć. Zaczęła się kształtować nowa dziedzina – medycyna stylu życia, szukająca źródeł chorób u ich podstaw, zajmująca się profilaktyką i zwalczaniem przyczyn dolegliwości, a nie tylko usuwaniem negatywnych skutków.

Zapobiegać, nie leczyć

Najnowsze badania naukowe potwierdziły, że wszechstronna modyfikacja stylu życia, obejmująca dietę, aktywność fizyczną, uzależnienie od używek, radzenie sobie ze stresem, może zapobiec wielu przewlekłym chorobom, stanowić ich skuteczną terapię lub uzupełnienie medycznych terapii naprawczych.
Większość schorzeń przewlekłych, które zajęły miejsce chorób zakaźnych, a także tempo i nasilenie procesów starzenia, są w znacznym stopniu związane ze stylem życia. Światowa Organizacja Zdrowia szacuje, że do 2020 roku 2/3 chorób będzie wynikiem wyborów związanych ze stylem życia. Medycyna stylu życia ma być tą dyscyplina, która pozwoli na obniżenie tych szacunków.

Wespół-zespół

Istotną częścią medycyny stylu życia jest opieka zespołowa, stąd konieczność ścisłej współpracy pomiędzy lekarzami, dietetykami i trenerami personalnymi, a także psychologami.
Chociaż powszechnie akceptowane, dobrze ugruntowane wytyczne w zakresie chorób przewlekłych w sposób jednoznaczny wskazują na konieczność zmiany stylu życia jako terapii pierwszego rzutu, lekarze często nie uwzględniają ich w swoich praktykach, lub wydają pacjentowi suche, niejasne polecenia typu: „proszę schudnąć 20 kg” lub „zalecana dieta wątrobowa”, bez wskazania drogi, sposobu i osób, które pomogą ten cel osiągnąć. Niemniej jednak ta tendencja powoli się zmienia i w coraz większej liczbie klinik (zwłaszcza świadczących kompleksową opiekę medyczną poza NFZ) dietetyk, fizjoterapeuta lub psycholog stanowią niezbędny element zespołu.

Zła tradycja?

Chociaż współpraca zespołu specjalistów daje odczuwalne pozytywne wyniki, to jednak przeszkodą pozostają zmieniające się wytyczne, zwłaszcza te dotyczące zdrowego żywienia.
Pod koniec ubiegłego wieku polska służba zdrowia widziała w westernizacji stylu żywienia światełko w tunelu prowadzące do prozdrowotnych zachowań żywieniowych, gdyż nasza tradycyjna kuchnia uznawana była za zbyt ciężką, nadmiernie kaloryczną, zbyt bogatą w tłuszcze zwierzęce, a ubogą w błonnik, wapń i żelazo. Cieszono się ze spadku spożycia czerwonego mięsa, jaj, tłuszczów zwierzęcych i wzrostu konsumpcji tłuszczów roślinnych (w tym margaryn) oraz owoców i warzyw. Znaczną rolę odegrały tu reklamy margaryn, jogurtów, wędlin drobiowych czy soków owocowych.
Niestety nie przewidziano, że za tymi, wydawałoby się korzystnymi zmianami, pójdą, o wiele bardziej szkodliwe niż kuchnia tradycyjna, zmiany w składzie i procesach produkcyjnych żywności, a także technologii masowego żywienia.

Nie ma jednego wzorca

Obecnie za jedną z najniebezpieczniejszych diet uważa się diety z wysokoprzetworzonych produktów - fast food i zachodnią. Dodatkowo, coraz więcej doniesień naukowych podważa wiele z wcześniejszych prozdrowotnych zaleceń żywieniowych, chociażby dotyczących spożycia masła czy jaj.

Zgodnie z ideą medycyny stylu życia nie ma jednego, uniwersalnego modelu, który byłby dopasowany do wszystkich ludzi na świecie, niezależnie od rasy, płci czy wieku. Należy więc szukać rozwiązań indywidualnych, stosując rzetelną wiedzę i dostępne metody diagnostyczne. Produkty zalecane w indywidualnych programach żywieniowych nie tylko powinny zapewniać odpowiednie stężenia składników odżywczych, ale także należeć do najbardziej tolerowanych przez daną osobę pokarmów.

Obowiązkowe jest usunięcie pokarmów wywołujących alergie IgE- zależne, czy glutenu u pacjentów ze zdiagnozowaną celiakią, a także produktów, co do których istnieją dowody naukowe, że są niewskazane lub wręcz zabronione w konkretnych schorzeniach.

Co więc robić?

Żeby wskazać pokarmy, które są dla pacjenta najbezpieczniejsze można posłużyć się strategią zidentyfikowania i wyeliminowania tych pokarmów i dodatków do żywności (barwniki, konserwanty, sztuczne substancje słodzące), które nasilają odpowiedź zapalną. W opracowaniu takiej indywidualnej mapy żywieniowej przydatny jest Test Uwalniania Mediatorów MRT (Mediator Release Test), w którym badana jest reakcja leukocytów na 150 pokarmów i substancji chemicznych (konserwanty, barwniki, niesteroidowe leki przeciwzapalne, substancje naturalnie występujące w żywności, np. solanina, fruktoza).
Wyeliminowanie pokarmów wywołujących lub nasilających przewlekły stan zapalny pozwala ograniczyć dolegliwości, poprawić odporność oraz zmniejszyć ogólnoustrojowy stan zapalny, co pośrednio przekłada się na lepszy komfort życia i zapobiega lub opóźnia rozwój chorób przewlekłych.

Opracowany na podstawie wyników testów MRT Program LEAP (Lifestyle, Eating and Performance) jest dobrym rozwiązaniem przy doborze indywidualnej, prozdrowotnej strategii żywieniowej. Pozwala usuwać z diety produkty wywołujące nadmierną reakcję zapalną, ograniczyć niekorzystny wpływ pożywienia i skomponować dietę z najbezpieczniejszych składników. Dodatkowo, Program LEAP jest idealnym elementem treningu żywieniowego, gdyż zmusza do dokładnego dobierania produktów i analizowania ich składu (zarówno żywności jak i suplementów). Wprowadzenie rotacji w diecie zapobiega kumulowaniu się antygenów pokarmowych w krwiobiegu i pojawianiu się nowych nadwrażliwości.

Medycyna stylu życia jest przyszłością kompleksowej profilaktyki i walki z gnębiącymi nas coraz bardziej chorobami przewlekłymi.

 

Źródło: UiM (17)


Jagoda kosiorek 2Jagoda Koniarek 
specjalista dietetyki i żywienia człowieka, 
product manager w firmie ISO-LAB

Rozstępy są częstym problemem estetycznym dotyczącym ciała. W odróżnieniu od cellulitu, jest to problem dotykający obu płci. Powstają u młodych dziewcząt i chłopców w okresie intensywnego wzrostu, są pozostałością po ciąży, pojawiają się u mężczyzn zaczynających uprawiać kulturystykę lub zbyt intensywnie trenujących na siłowni.

Rozstępy – gdzie, kiedy i dlaczego powstają?

Rozstępy powstają na poziomie skóry właściwej, a ich pojawienie się związane jest z upośledzeniem fibroblastów – komórek produkujących kolagen i elastynę. Są to białka odpowiedzialne za elastyczność i sprężystość skóry, która nadaje jej odpowiednie napięcie i jędrność. Powodem tworzenia się rozstępów jest niewspółmierność pomiędzy wytrzymałością skóry i siłami ją rozciągającymi (w wyniku szybkiego wzrostu masy ciała, ciąży, wyczynowego sportu), ale także uwarunkowania genetyczne. Występują jednak szczególne okresy w życiu człowieka, które sprzyjają powstawaniu rozstępów: dojrzewanie, ciąża i menopauza. W tym czasie dochodzi do zwiększonej produkcji kortyzolu, który upośledza funkcje fibroblastów i spowalnia syntezę kolagenu.

Pojawiające się rozstępy wskazują na patologię fibroblastów. Jego nieprawidłowe funkcjonowanie powoduje zaburzenia w produkcji dwóch podstawowych białek strukturalnych (kolagenu i elastyny), przez co skóra traci swoją elastyczność i sprężystość.

Rozstępy mogą się pojawiać niemal w każdej okolicy ciała, z wyjątkiem twarzy, rąk i stóp. Jednak najczęściej występują na biodrach, udach czy piersiach - w przypadku kobiet oraz okolicy krzyżowo-lędźwiowej i obręczy barkowej - w przypadku mężczyzn. Ich cechą charakterystyczną jest to, że występują obustronnie, tj. po obu stronach ciała.

Rozstępy – fazy tworzenia się

Faza I (zapalna) – w tym okresie rozstępy mają kolor czerwony, czerwono-winny lub czerwono-niebieski i są równolegle ułożone. W tej fazie najłatwiej się ich pozbyć.
• Faza II (zanikowa) – tracą swoje czerwone zabarwienie, rozjaśniają się i zmniejszają. Mówi się, że w tej fazie następuje pozorna regeneracja rozstępów. Leczenie w tej fazie poprawia stan skóry, ale nie jest już możliwe ich całkowite pozbycie się.

Rozstępy – jak ich uniknąć?

Jak to często bywa, także w tym przypadku lepiej więc zapobiegać niż zwalczać. Metodą jest systematyczne i staranne dbanie o siebie i swoją skórę. Dotyczy to zwłaszcza kobiet w ciąży, w okresie ją poprzedzającym i następującym po niej. Oto najważniejsze zasady, których należy przestrzegać:
• odpowiednia dieta, bogata w witaminy A, E, PP, B5 i mikroelementy, w tym cynk i krzem;
• dbanie o zachowanie stałej wagi;
• unikanie niskokalorycznych, „cudownych’ diet;
• używanie kosmetyków pielęgnacyjnych – kremów, olejów, żeli na bazie roślinnej, elastyny, kolagenu, witamin, preparatów łożyskowych, acetazolamidów, alfahydroksykwasów.

Rostępy – jak z nimi walczyć?

Stosowanie się do tych zasad jest bardzo ważne, ponieważ leczenie rozstępów jest procesem trudnym i długotrwałym. Terapia najczęściej wykorzystuje kilka metod leczenia równocześnie. Rozpoczyna się od konsultacji u lekarza zajmującego się medycyną estetyczną, wykonującego zabiegi z zakresu laseroterapii, radiofrekwencji, karboksyterapii. Często pacjenci, zwłaszcza jeśli zgłaszają się do leczenia w drugiej fazie rozwoju, muszą pogodzić się z tym, że ich całkowite usunięcie nie będzie możliwe. Można natomiast znacząco je zredukować, dzięki odbudowie zniszczonej struktury skóry.
Najskuteczniejszą metodą leczenia rozstępów jest laseroterapia. Zabiegi laserowe regenerują tkanki i je remodelują oraz poprawiają koloryt skóry. To metoda nieinwazyjna lub małoinwazyjna, a przy tym niezwykle bezpieczna – pod warunkiem, że operatorem jest doświadczony specjalista. Zastosowanie laserów frakcyjnych prowadzi do wytworzenia młodych komórek skóry i naskórka, które zastępują wyspowo uszkodzone komórki i zapewniają lepszy metabolizm i syntezę białka w tkankach.

Zabiegi medycyny estetycznej na rozstępy

Laser CO2 na rozstępy

Za pomocą lasera CO2 możemy niwelować rozstępy, blizny (potrądzikowe, pooperacyjne, pourazowe, pooparzeniowe), przebarwienia, włókniaki, brodawki wirusowe, odciski.

Zabieg przeprowadzany jest w znieczuleniu miejscowym. Zwykle trwa od 10 minut do godziny. Należy uwzględnić jeszcze około 30 minut na znieczulenie kremem EMLA. Pacjent może odczuwać wzmożone ciepło lub ukłucia leczonej okolicy. Zabieg należy powtórzyć 2-4 razy, aby w pełni zregenerować uszkodzona skórę. Przerwa między zabiegami wynosi 4–5 tygodni.
Bezpośrednio po zabiegu pacjent odczuwa dyskomfort podobny do reakcji po intensywnym opalaniu. Przez 2–3 dni występuje przemijający lekki rumień i obrzęk (1–2 dni). Może pojawić się również niewielkie zbrązowienie skóry, które ustępuje w ciągu kilku dni. Często występuje powierzchowne złuszczanie naskórka, trwające maksymalnie do 14 dni. Jest to efekt procesu jego odnowy.
Niezbędnym elementem prawidłowej i bezpiecznej terapii jest ochrona przed słońcem. Należy regularnie stosować kremy z wysokim filtrem przez co najmniej 30 dni po zabiegu.

Radiofrekwencja (RF) i mikronakłuwanie na rozstępy

Radiofrekwencja RF to fale elektromagnetyczne o częstotliwości fal radiowych (RF), które powodują mocne rozgrzanie skóry właściwej, wywołujące szok termiczny prowadzący do regeneracji i przebudowy struktury kolagenowej. W konsekwencji uzyskujemy jędrniejszą i bardziej elastyczną skórę. Kluczowe jest to, aby z temperaturą 45-60 stopni dotrzeć na odpowiednią głębokość. Niższa temperatura nie uruchomi właściwych procesów regeneracji, a zbyt wysoka spowoduje termiczne uszkodzenie tkanek.

Mikronakłuwanie to z kolei zabieg, w którym wykorzystuje się wałek z mikroigłami do mechanicznego pobudzenia skóry. Takie działanie, poprzez uszkodzenia mechaniczne, także stymuluje procesy naprawcze. Technologie te często łączy się w jednym urządzeniu, np. Scarlet RF.

Problem w likwidacji rozstępów polega na ich głębokim położeniu oraz bardzo małej ilości prawidłowej tkanki w nich zawartej. Po nakłuciu do 3,5 mm RF wysyła energię o bardzo dużej mocy głęboko w skórę i stymuluje powstawanie nowego kolagenu dokładnie tam gdzie, jest on potrzebny, czyli w rozstępie. Daje to bardzo silny bodziec termiczny i mechaniczny stymulujący fibroblasty. Włókna skręcają się i zagęszczają, powstają między nimi nowe wiązania. W ten sposób rozstępy na nowo zaczynając się zapełniać i w rezultacie zanikać.

Odmianą metody mikronakłuwania jest wykorzystanie urządzenia Dermapen, które dzięki specjalnej głowicy wyposażonej w igły pozwala precyzyjnie uszkodzić skórę i zmobilizować ją do samo naprawy.

Nici PDO na rostępy

Nici PDO (polidioksanon) to wchłanialne nici chirurgiczne stosowane w celu pojędrnienia skóry oraz uzyskania efektu liftingu tkanek.

Aplikacja nici liftingujących jest mało inwazyjna i praktycznie bezbolesna, trwa około pół godziny, nie pozostawia blizn ani nacięć, a drobne zaczerwienienia znikają w ciągu kilku dni. Można je aplikować niemal na całym ciele.

W przypadku zwiotczenia tkanek i rozstępów na pośladkach, brzuchu, ramionach i nogach zabieg trwa zazwyczaj 30–60 minut. Rozpoczyna się od nałożenia kremu znieczulającego. Po oznaczeniu zakresu zabiegu następuje wprowadzanie igieł z nićmi w tkankę podskórną. Nici pozostając w ciele stymulują tkanki i powodują stopniowe wypełnianie się rozstępów.

Karboksyterapia na rozstępy

Leczenie dwutlenkiem węgla to metoda bezpieczna, mało inwazyjna i sprawdzona klinicznie. Polega na wprowadzeniu kontrolowanej ilości dwutlenku węgla (CO2), w zależności od wskazań: śródskórnie, podskórnie lub do tkanki tłuszczowej. Ze względu na bardzo wysoki poziom bezpieczeństwa leczenie to może być prowadzone niezależnie od pory roku, nasłonecznienia i temperatury otoczenia.

Gdy podamy podskórnie lub śródskórnie dwutlenek węgla, organizm interpretuje ten fakt jako niedotlenienie i reaguje zwiększonym przepływem krwi w leczonym miejscu. Powtarzając zabiegi sprawiamy, że wytworzą się nowe, drobne naczynia krwionośne, co zapewnia wzrost ilości tlenu i czynników odżywczych w miejscu poddanym terapii. Poprawa krążenia i odżywienia tkanki powoduje, że komórki lepiej się regenerują. Następuje stymulacja produkcji kolagenu oraz poprawia się retencja wody, a co za tym idzie zmniejszają się obrzęki.

Efektem tych procesów jest wzmocnienie napięcia skóry i zwiększenie jej grubości. Pacjent obserwuje, w zależności od leczonego obszaru, mniej widoczne rozstępy i blizny, zmniejszenie ilości drobnych zmarszczek, podwyższenie napięcia skóry opadającego podbródka czy szyi.

W czasie zabiegu można się spodziewać małego dyskomfortu związanego z ukłuciem, wprowadzaniem gazu pod skórę. Skóra i tkanka podskórna ulegają rozwarstwieniu więc można to odczuwać jako pieczenie lub niewielki ból. Leczony obszar może być nieco zaczerwieniony, tuż po zabiegu można wyczuwać trzaski pod skórą (obecność gazu), mogą pojawić się małe zasinienia.
W dniu zabiegu w miejsce leczone nie należy wcierać żadnych kremów ani korzystać z pływalni. Pacjent natychmiast po leczeniu może powrócić do normalnej aktywności. Zwykle planujemy od kilku (5-8) do kilkunastu (12-18) zabiegów.

Źródło: UiM (17)


 Dr Ewa Rybicka

Co robić, gdy po zabiegu modelowania kwasem hialuronowym ust coś pójdzie nie tak? To właśnie w tym przypadku dochodzi do najczęstszych i najdrastyczniejszych powikłań.

1. Normalnym jest, że po zabiegu robi się obrzęk i mogą być widoczne siniaki - wynika to z mocnego unaczynienia tkanek. Jednak opuchlizna, z którą pacjent wychodzi z gabinetu, nie powinna się już powiększać. Jeśli pacjent przychodzi do domu i widzi, że opuchlizna jest większa, a po kolejnej godzinie warga puchnie jeszcze bardziej, to nie należy masować, rozgrzewać, ani czekać, aż samo się rozejdzie. W ten sposób nie rozwiąże się problemu. Trzeba NIEZWŁOCZNIE udać się do kompetentnego lekarza, żeby szybko rozpuścił kwas.
Najlepiej pójść do osoby, która wykonała zabieg. Niestety, powszechną praktyką w wielu gabinetach jest chowanie głowy w piasek. Przekonuje się pacjenta, żeby poczekał, albo odsyła go, by szukał pomocy gdzie indziej. Proponuję nie słuchać lekarzy, którzy pocieszają, że samo zniknie, radzą masować itp. Nie wolno czekać! Samo nie zniknie, trzeba błyskawicznie usunąć kwas z ust. Jeśli zabieg wykonała kosmetyczka w ogóle nie ma co na nią liczyć, bo kosmetyczki nie mają wystarczających możliwości i umiejętności by skutecznie pomóc. Boją się zresztą podawać hialuronidazę, gdyż ta może wywołać reakcje alergiczne i jeszcze bardziej skomplikować sprawę.

2. Jeśli opuchlizna z którą opuściliśmy gabinet, utrzymuje się ponad tydzień, także należy udać się do specjalisty. Obrzęk standardowo znika po 4-5 dniach. Dłuższe utrzymywanie się obrzęku może świadczyć o tym, że nie ma co prawda ostrej reakcji alergicznej, ale pojawiła się nadwrażliwość lub początki infekcji.

3. Jeśli od zabiegu minęło około dwóch tygodni i można wymacać pod skórą palcami miejsca miękkie i twarde, albo pojawia się pieczenie lub ból, którego wcześniej nie było – należy od razu udać się do lekarza.

4. Trzymajmy się zasady, że jeśli po zabiegu już się nam polepszyło – opuchlizna zeszła lub zmniejszyła się, a usta zaczęły wyglądać dobrze – a potem coś się pogarsza, to nie wolno czekać, aż sytuacja sama się ustabilizuje. Trzeba udać się do lekarza, bo to oznacza, że zaczęło się dziać coś niepożądanego, np. późna reakcja nadwrażliwości albo infekcja.
Nie warto lekceważyć żadnego z tych objawów, bo zmiany mogą być trudne do odwrócenia lub wręcz nieodwracalne. Usta są bardzo delikatną tkanką, łatwo się naciągają, mogą się w nich zrobić zwłóknienia i przywrócenie ich do stanu sprzed powikłania może się okazać bardzo trudne.


marek wasiluk
Dr Marek Wasiluk
specjalista medycyny estetycznej. 
Ekspert w dziedzinie laseroterapii. 
Prekursor i poszukiwacz nowych 
rozwiązań medycznych.
Pomysłodawca i założyciel kliniki 
Triclinium,

W ostatnich miesiącach spotykam się z narastającą falą powikłań po podaniu kwasu hialuronowego. Choć to jeden z najpopularniejszych preparatów w medycynie estetycznej, uznawany za łatwy w stosowaniu i bezpieczny, powoduje coraz więcej problemów. Warto więc wiedzieć, co robić, gdy dzieje się coś niepokojącego, bo czas ma tutaj ogromne znaczenie.

Tygodniowo dostaję po kilkanaście maili opisujących przypadki powikłań. Przychodzą też pacjentki, które trzeba ratować po nieudanych zabiegach w innych gabinetach. Oto trzy przykłady.

Po kwasie jak po pobiciu

Stała pacjentka. Przychodzi raz na pół roku na minimalne korekty twarzy. Ostatnio była we wrześniu. Tym razem prosi o konsultację. Gdy wchodzi, nie poznaję jej. Wygląd jak po ciężkim pobiciu – twarz zapuchnięta, z nierównymi obrzękami. Wyciągam jej zdjęcia sprzed pół roku – szok! Nic dziwnego, że jej nie poznałem…

Pacjentka mówi, że ma dentystkę, do której chodzi od dwudziestu lat. Podczas ostatniej wizyty lekarka powiedziała, że teraz zajmuje się także medycyną estetyczną i zapytała, czy nie chce sobie czegoś wstrzyknąć. Pacjentka się zgodziła - efekt widzimy w moim gabinecie.
Wyglądała naprawdę źle. Nie była w stanie powiedzieć, jaki kwas jej podano. Wiedziała tylko, że pochodził z butelki. To dziwne, bo standardowo kwas hialuronowy jest sprzedawany w strzykawkach, na które przed zabiegiem tylko nakłada się igłę. W butelkach sprzedaje się kwasy do mezoterapii, ale taki wchłonął by się w ciągu kilku dni.

Pacjentka nie miała natomiast wątpliwości ile kwasu jej podano – 5 ml. Zapytałem, ile zapłaciła. Zabieg przy użyciu 5 ml kwasu kosztował nieznacznie mniej, niż u mnie za 1 ml. Taka cena oznacza jedno – preparat nie pochodził z wiarygodnego źródła.
Największym problemem było jednak to, w jaki sposób go podano. Zrobiono to źle, nie w tych miejscach, gdzie należy i na niewłaściwej głębokości. Co robić?

Na początek wstrzyknąłem pacjentce preparat rozpuszczający kwas hialuronowy. Ponieważ takiej ilości kwasu nie da się rozpuścić na raz, musieliśmy umówić się na kolejną wizytę. Koszt pozbycia się efektów okazyjnego zabiegu będzie więc dużo wyższy niż oszczędności. O stresie i zagrożeniu dla zdrowia nie wspominam.

 Wałki pod oczami

Pacjentka, lat 50+, zgłosiła się po ratunek. Poszła do jakiegoś gabinetu medycyny estetycznej z problemem zmarszczek pod oczami. Ktoś podał jej w zmarszczki gęsty kwas hialuronowy. W efekcie, zamiast wyprostowanych zmarszczek, ma pod oczami wałeczki.

Wypełnianie zmarszczek w okolicach oczu nie jest prostą sprawą - nie zawsze daje dobry efekt. Póki pacjent jest w miarę młody, raczej nie ma problemu. Ale u pacjentów w wieku 50+ skóra w tej okolicy jest wiotka, ścieńczała, tkanka podskórna jest w zaniku. Właściwie podawanie kwasu w zmarszczki mija się z celem. Nie tylko gęstego, ale i rzadkiego, po którym po prostu nie będzie widać efektu.

W tym przypadku mamy więc do czynienia z modelowym nieodpowiednim dobraniem metody do problemu. Dlaczego lekarz, do którego pacjentka poszła, nie spojrzał szerzej i nie zaproponował innej terapii? Może do niczego innego nie był przygotowany. Są lekarze, którzy „odmładzanie” sprowadzają do stosowania dwóch preparatów: kwasu hialuronowego i botoksu. Zabrakło mu też wiedzy - powiedział pacjentce, że wałki rozejdą się po 2-3 tygodniach. Nie rozeszły się jednak, co było oczywiste…

Usta jak po użądleniu

W trybie pilnym zgłosiła się dziewczyna znajomego, która kilka godzin wcześniej wykonała w jakimś gabinecie zabieg powiększania ust kwasem hialuronowym. Nie był to jej pierwszy zabieg tego typu. Robiła go już wcześniej i była zadowolona. Teraz, po rocznej przerwie, wybrała inny gabinet. Zabieg robiła rano, ok. godz. dziewiątej, u mnie zjawiła się w południe.

W ciągu zaledwie trzech godzin doszło u niej do niezwykle intensywnej, gwałtownej reakcji alergicznej na kwas hialuronowy. W efekcie warga zrobiła się olbrzymia.

Nadwrażliwość na kwas zdarza się, ale zazwyczaj ma spokojny, rozłożony w czasie przebieg - narasta w ciągu kilku dni lub nawet tygodni. Tutaj stało się inaczej. Usta były napuchnięte, czerwone, niezwykle bolesne. Kobieta nie dała się dotknąć. W pierwszej kolejności musiałem więc znieczulić grube włókna nerwowe na twarzy, żeby móc wykonać kolejny etap - rozpuszczenie podanego kwasu. Otrzymała też doustnie leki. Na szczęście udało się dosyć szybko opanować sytuację i przywrócić wargę do w miarę normalnego stanu.

Próbowaliśmy dojść, co mogło się stać? Podobno był to dobry preparat, z wyższej półki cenowej. Wyglądało to dziwnie, tym bardziej, że pacjentka robiła zabieg u kosmetyczki, gdzie pracuje się na ogół na tańszych preparatach. Zabieg, mimo iż wykonany drogim preparatem, był tani. Mniej więcej o połowę tańszy, niż wykonywany tym konkretnym preparatem w innych gabinetach. I to budzi podejrzenia, bo przy tej cenie zabiegu zarobek kosmetyczki musiał być mikroskopijny, więc z ekonomicznego punktu widzenia cały proceder był dla gabinetu nieopłacalny. Może kosmetyczka kupiła preparat w jakiejś promocyjnej cenie, wierząc, że jest to porządny HA, a tymczasem była to podróbka? Niestety, podróbki są na rynku coraz powszechniejsze….

Skąd się biorą powikłania?

Kilka lat temu większość powikłań po HA wynikała ze złego sposobu podania kwasu. Obecnie ich przyczyną coraz częściej jest nietolerancja, objawiająca się reakcjami alergicznymi lub nadwrażliwością, stanami zapalnymi, zwłóknieniami i bardzo nieestetycznym wyglądem. Ale nie tylko. Są też inne powody.

1. Zabiegi wykonują osoby niekompetentne, które proponują pacjentowi zabieg HA, gdy nie ma do niego wskazań, a co gorsze, gdy są oczywiste przeciwwskazania.

2. Stosowany kwas hialuronowy jest coraz niższej jakości. Nie sam kwas jest winny, ale skłonność gabinetów do oszczędzania. Kiedyś było na rynku kilkunastu producentów i większość z nich produkowała dobre preparaty. Było też powszechnie wiadomo, które z nich są dobre, a które nie. Dziś rynek się rozrósł, za grosze przez Internet można kupić kwas hialuronowy takich firm, o których istnieniu większość lekarzy nigdy nie słyszała i które być może w ogóle nie mają certyfikatów. Co gorsza, nawet jeśli kupuje się niby oryginalny kwas znanej marki, ale robi się to w niepewnym miejscu, to tak naprawdę nie wiadomo, czy nie jest on podróbką. Szczególnie, jeśli cena jest okazyjna.


3. Zapomina się o tym, że nie każdemu pacjentowi można wszystko wstrzyknąć. Ważna jest też ilość podawanego kwasu, głębokość i wiele innych czynników.

Źródło: UiM (17)


 

marek wasiluk
Dr Marek Wasiluk
specjalista medycyny estetycznej.
Ekspert w dziedzinie laseroterapii.
Prekursor i poszukiwacz nowych
rozwiązań medycznych.
Pomysłodawca i założyciel kliniki
Triclinium.

Facebook

reklama
IADE 2024
reklama
P - DMK
reklama
P - Hotel_Bania
reklama
Uroda i medycyna

Zatrzymaj Mlodosc TV

Baner