Chirurgia plastyczna

pablo.grzybowski@gmail.com

pablo.grzybowski@gmail.com

Kokos to od kilku sezonów prawdziwa gwiazda. Jego właściwości doceniają nie tylko specjaliści od żywienia, ale także kosmetolodzy. Gdzie i dlaczego warto szukać kokosa w kosmetykach (i nie tylko)?

Ulubieniec dietetyków

Polecają go specjaliści do spraw żywienia a woda kokosowa to naturalny izotonik – idealny po treningu. Kokos jest cennym źródłem potasu, zawiera również wapń, żelazo, magnez, cynk, witaminy - C, B, E i K oraz kwas foliowy.

Cenny kosmetyk

Kokos to także źródło urody. Jedzenie kokosa pozytywnie wpływa na wygląd skóry – nawilża ją, regeneruje, odżywia, pomaga zniwelować cienie i worki pod oczami, wygładza i koi. Olej kokosowy zawiera naturalne antyoksydanty, które zwalczają wolne rodniki, spowalniając procesy starzenia się skóry, sprawiając jednocześnie, że staje się ona jędrna i elastyczna. W naszym klimacie nie mamy dostępu do świeżego kokosa, dlatego warto szukać go w kosmetykach do pielęgnacji twarzy, ciała i włosów.

Tam się go nie spodziewasz!

Zapach kokosa często wykorzystywany jest w kosmetykach. I choć w balsamach do ciała czy włosów jego zapach jest popularny, to możesz go spotkać np. w tuszu do rzęs. Natomiast łupiny orzecha kokosa wykorzystywane są do produkci filtra węglowego w butelkach filtrujących. Wymienny filtr usuwa smak i zapach chloru z wody kranowej.

 

Źródło: mat. prasowe

W dniach 26 i 27 października 2018 w Hotelu Bristol w Rzeszowie, odbędzie się ogólnopolski Kongres Medycyny i Chirurgii Estetycznej (KMICE).

W ostatnich latach lekarze i dietetycy zmienili swoje zalecenia sprzed kilku lat – dziś nie polecają jadania ryb częściej niż dwa razy w tygodniu. Dlaczego? Zanieczyszczenie wód jest tak duże, że ryzyko, iż ryby które spożywamy mogą być szkodliwe dla naszego zdrowia, jest zbyt duże. Ale i całkowite wyeliminowanie ryb z naszej diety nie jest dobrym pomysłem. Na co więc powinniśmy zwracać uwagę kupując ryby i gdzie szukać dobrego dostawcy?

Powodów dla których ryby powinny znaleźć się w naszym jadłospisie jest kilka. Ich mięso przewyższa pod względem wartości odżywczych wieprzowinę, wołowinę i drób. Ich bardzo łatwo przyswajalne przez człowieka białko bogate jest w aminokwasy i tłuszcze będące cennym źródłem energii. Ponadto ryby bogate są w witaminy A (która poprawia kondycję skóry), D (wzmacnia kości i zęby) i E (usuwa z organizmu szkodliwe wolne rodniki). Ich mięso zawiera również duże ilości składników mineralnych takich jak: fosfor, siarkę, chlor, potas, sód, magnez, wapń, żelazo, a także mikroelementy: cynk, miedź, mangan i jod.

Najważniejsze jednak z punktu widzenia dietetycznego są ukryte w rybach kwasy tłuszczowe omega-3. Należą one do niezbędnych składników pożywienia, ponieważ nie mogą być syntetyzowane w organiźmie w ilościach zapewniających zdrowie. Dlatego musimy je dostarczać wraz z jedzeniem, a najbogatsze w nie są właśnie ryby. Naukowcy zaobserwowali, że kwasy omega-3 zwiększają objętość istoty szarej w tych obszarach mózgu, które odpowiadają za nastrój i zachowanie. A to oznacza, że częste jedzenie ryb powoduje poprawę nastroju i wpływa na dobry humor.

Regularne jedzenie ryb zmniejsza ponadto ryzyko wystąpienia wielu chorób i wzmacnia niektóre funkcje organizmu. Pomaga w profilaktyce miażdżycy i choroby niedokrwiennej serca. Zmniejszają bowiem stężenie trójglicerydów we krwi oraz jej krzepliwość, obniżają także ciśnienie krwi. Redukuje ryzyko ataku serca i chorób krążenia, a także wpływa na wzmocnienie odporności organizmu na stany zapalne, stres i depresję.

Warto też sięgnąć po ryby, gdy chcemy zrzucić wagę. Po pierwsze - nie są kaloryczne, po drugie - mają sporo potasu umożliwiającego usuwanie nadmiaru wody z organizmu. Natomiast kwasy omega-3 usprawniają pracę mózgu oraz zapobiegają wytwarzaniu nadmiaru leptyny (hormon wytwarzany w tkance tłuszczowej) i normalizują wskaźniki lipidowe krwi - co przyspiesza spalanie tłuszczu i ułatwia odchudzanie.

Tyle o zaletach.

fishy fishy 1369283

Niestety nie każda ryba jest równie zdrowa. Gatunki różnią się od siebie pod względem wartości odżywczych i nasycenia białka. Ponadto, ze względu na zanieczyszczenie środowiska w mięsie ryb znajduje się również wiele substancji niepożądanych: dioksym, pestycydów, metali toksycznych. Nie ma jednak powodów do wpadania w panikę. Ryby, które dostają się na polski rynek są regularnie badane i do większości sklepów nie trafiają te, w których stężenie substancji niepożądanych mogłoby zaszkodzić. Najgorszą opinię wśród dietetyków mają ryby importowane z Chin (mintaj i sola) oraz z Wietnamu (Panga i Tilapia). Mają one niską zawartość białka i nienasyconych kwasów tłuszczowych. Unikajmy ryb drapieżnych, które jedząc inne zwierzęta, akumulują toksyny. Im też ryba starsza, tym najczęściej zawiera więcej zanieczyszczeń np. tuńczyk żyje 30-40 lat, dlatego, żyjąc w zanieczyszczonych wodach może zgromadzić w organizmie wiele metali ciężkich - zwłaszcza rtęci, kadmu i ołowiu. Bezpieczniejsze są ryby mniejsze - śledzie, sardynki, makrele, flądry. Ze względu na dużą zawartość kwasów omega 3 polecany jest także łosoś. Oczywiście najzdrowszy jest ten pochodzący z łowisk naturalnych, a nie hodowlany.

Polecane są natomiast ryby pochodzące z polskich hodowli, zwłaszcza pstrąg oraz ryby morskie takie jak makrela, śledź, łosoś, które zwierają najwięcej nienasyconych kwasów tłuszczowych. Dieta rybna powinna być jednak zróżnicowana. Biorąc pod uwagę kryteria prozdrowotne i proekologiczne polecić można łososia pacyficznego i szprota (ryby tłuste), dorsza, czarniaka, morszczuka (ryby chude) oraz ze słodkowodnych pstrąga i karpia.

A jak poznać, czy ryba jest świeża? Po pierwsze: jej zapach powinien być delikatny a skóra napięta, gładka i błyszcząca. Skrzela powinny być różowe lub czerwone a oczy wyglądać jak żywe (nie zabielone). Płaty ryby nie mogą być pokryte śluzem lub zabarwione na brązowo. Pamiętajmy, że ryby z lokalnych połowów zawsze będą świeższe od tych podróżujących wiele kilometrów.

salmon sushi 1328173

Lato rządzi się swoimi prawami. Także w pielęgnacji. Czy pamiętasz jednak, aby prawidłowo zadbać o skórę i włosy po słonecznych wojażach? Każdy wie, że pierwszą i najważniejszą zasadą opalania jest umiar, jednak zdarza nam się zrezygnować ze zdrowego rozsądku i prawie każda z nas choć raz w życiu spiekła się „na raka”. Skutkiem takiego opalania są najczęściej oparzenia skóry, bolesne bąble, a nawet trwałe przebarwienia. Stosując się do kilku zasad możesz pięknie wyglądać na urlopie oraz wrócić z wymarzoną, a przede wszystkim zdrową opalenizną.

Jest mała, waży przeciętnie tylko 30-60 gramów. Jednak jej wpływ na organizm jest ogromny. Bez hormonów tarczycy nie moglibyśmy się normalnie rozwijać jako dzieci i żyć jako dorośli. Ma też ogromny wpływ na to jak się czujemy i jak wyglądamy.

Tarczyca jest niewielkim, ale bardzo ważnym gruczołem wydzielania wewnętrznego. Tym mianem określamy wszelkie narządy, które wydzielają w naszym organizmie hormony.
Substancje wydzielane przez tarczyce działają zarówno w okresie rozwoju (w tym płodowego), jak i na człowieka dorosłego. Odpowiadają m.in. za rozwój mózgu i wzrost kości na długość, a w organizmie dojrzałym pobudzają czynność mózgu, serca, syntezę i rozkład tłuszczów w wątrobie oraz tzw. obrót kostny, czyli zarówno tworzenie nowej tkanki kostnej, jak i wchłanianie „starej”.
Hormony tarczycy przyspieszają metabolizm, zużycie tlenu i produkcję ciepła w organizmie. Dlatego osoby cierpiące na nadczynność tarczycy są przeważnie cały czas spocone i jest im ciepło.

Hormony tarczycy

Główne hormony wydzielane przez tarczycę to tyroksyna (T4) oraz trijodotyronina (T3). Co prawda większość produkcji tarczycy stanowi tyroksyna, ale ulega ona później przemianie w trijodotyroninę, która jest najważniejszym hormonem tego narządu. We krwi oba te hormony krążą w połączeniu z białkami, jednakże to „wolne”, niezwiązane substancje przechodzą do tkanek i mają znaczenie kliniczne. Dlatego na wynikach ich oznaczeń często spotykamy się z literką „f”, która jest wzięta z języka angielskiego (ang. free – czyli wolna).

Mechanizm wydzielania hormonów w tarczycy podlega regulacji przez jeszcze jeden hormon – wydzielaną w przysadce mózgowej tyreotropinę, czyli TSH. Działa ona na zasadzie ujemnego sprzężenia zwrotnego. Im mniej we krwi krąży hormonów tarczycy fT3 i fT4, tym więcej TSH wydziela przysadka (stan taki oznacza niedoczynność tarczycy). I na odwrót – im więcej we krwi znajduje się fT3 i fT4, tym przysadka produkuje mniej TSH (jest to nadczynność tarczycy).

Zdarzają się sytuacje, w których stężenie TSH jest podwyższone, a tyroksyna i trijodotyronina są jeszcze w granicach normy. Mówimy wówczas o subklinicznej niedoczynności tarczycy. Zwykle wtedy tarczyca nie daje jeszcze o sobie znać, stąd określenie „subkliniczna”.

Do syntezy hormonów tarczycy potrzebny jest jod, którego zapotrzebowanie u dorosłego człowieka wynosi ok. 150 µg/dobę. Sól kuchenna jest w Polsce od 1996 r. obowiązkowo jodowana, dlatego nie mamy już praktycznie problemów z, niegdyś bardzo częstymi, niedoborami jodu.

Jak diagnozuje się  choroby tarczycy?

Najważniejsze są oznaczenia hormonów tarczycy oraz TSH wykonywane z próbek krwi. Aby wykonać te badania nie trzeba być na czczo. Od pewnego czasu skierowanie na te testy możemy otrzymać bezpośrednio od lekarza rodzinnego.

Innym ważnym badaniem, często wykorzystywanym w diagnostyce chorób tarczycy, jest badanie ultrasonograficzne, czyli USG tarczycy. Kiedy gruczoł jest wyraźnie większy, ultrasonografia pozwala określić, czy jest to powiększenie jednolite (tzw. wole miąższowe), czy też ma charakter guzkowy (tzw. wole guzkowe). Wszelkie „podejrzane”, szczególnie nowotworowo, zmiany nakłuwa się igłą. Jest to bezbolesny i szybki zabieg, który nosi nazwę biopsji aspiracyjnej tarczycy (BAC). Lekarz nie robi jej „na ślepo” – tutaj również posługuje się aparatem USG.

Kiedy podejrzewa się nadczynność tarczycy, ważnym badaniem jest również scyntygrafia. Jest to badanie radioizotopowe – pacjent otrzymuje do wypicia roztwór radioaktywnego technetu (rzadziej jodu), który jest wychwytywany przez tarczycę. Na podstawie wzorca tego wychwytu (rozlany, guzki „gorące”, „zimne”) można ustalić rozpoznanie choroby. W niektórych schorzeniach, np. chorobie Hashimoto, oznacza się jeszcze tzw. przeciwciała przeciwtarczycowe.

Nadczynność tarczycy

Nadczynność tarczycy to stan, w którym gruczoł tarczowy wydziela nadmiar T3 i T4. Choroba ta dotyczy przede wszystkim kobiet, mężczyźni chorują 10 razy rzadziej.
Wyróżnia się dwie główne przyczyny nadczynności tarczycy – chorobę Gravesa i Basedowa (od nazwisk lekarzy, którzy opisali ją po raz pierwszy) oraz wolę guzkowe toksyczne, w tym odmianę, gdzie „winny” jest tylko jeden guzek – nazywamy go wtedy guzkiem autonomicznym pojedynczym.

Objawy nadczynności i niedoczynności tarczycy są niemal swoim zwierciadlanym odbiciem (z pewnymi wyjątkami). Choroba Gravesa i Basedowa to najczęstsza przyczyna nadczynności tarczycy. Jest jedną z chorób autoimmunologicznych, czyli z „autoagresji”. Zwiększone tworzenie hormonów jest tutaj rezultatem pobudzania (przez autoprzeciwciała) receptorów dla TSH, który, jak opisaliśmy, pobudza wydzielanie T3 i T4.
Choroby autoimmunologiczne lubią występować „grupowo”. Dlatego łącznie z chorobą Gravesa i Basedowa możemy się spodziewać również oftalmopatii, a także bielactwa, łysienia plackowatego, autoimmunologicznej marskości wątroby, niedokrwistości złośliwej, reumatoidalnego zapalenia stawów lub miastenii.

W wolu guzkowym toksycznym i w guzku autonomicznym pojedynczym dochodzi (na skutek mutacji) do „wyzwolenia” się części miąższu tarczycy spod regulacyjnego działania TSH. Wtedy te obszary same tworzą hormony, nie „zwracając uwagi” na to, że jest ich dużo czy mało w organizmie.

Trzy metody terapii

Na leczenie nadczynności tarczycy składają się trzy metody: farmakoterapia, terapia jodem promieniotwórczym oraz zabieg chirurgiczny. Najczęściej zaczyna się od pierwszej z nich, w której podstawowym lekiem jest tiamazol. Hamuje on tworzenie się hormonów tarczycy. Często uzupełnia się to leczenie podaniem beta-blokerów, które zwalniają przyśpieszoną z reguły akcję serca.

Drugą metodą, często stosowaną w wolu toksycznym czy guzku autonomicznym, jest podanie jodu promieniotwórczego. Wbrew groźnej nazwie to bezpieczna metoda, a jedynym przeciwwskazaniem jest tutaj ciąża. Ze względu na „głód” samodzielnego guzka, który wyłapuje prawie cały jod, zastawiamy na niego pułapkę. Jod promieniotwórczy wychwycony przez takie „wyzwolone” guzki niszczy tylko je, resztę tkanki tarczycy pozostawiając nietkniętą.

Leczenie operacyjne stosuje się coraz rzadziej. Przede wszystkim ma zastosowanie w przypadku podejrzenia nowotworu i wolu guzkowym, które nie wychwytuje jodu, a uciska sąsiednie narządy. W zależności od konkretnej sytuacji klinicznej można wyciąć prawie całą tarczycę (oszczędzając leżące z tyłu przytarczyce), tylko jeden płat z cieśnią tarczycy lub wykonać tzw. subtotalne wycięcie gruczołu (pozostawiając ok. 2-4 ml tkanki z każdej strony).

Niedoczynność tarczycy

Niedoczynność tarczycy to również choroba, która jest częstsza u kobiet – chorują one pięć razy częściej niż mężczyźni. Dwadzieścia i trzydzieści lat temu najczęstszą przyczyną niedoczynności był niedobór jodu. Obecnie, dzięki jodowaniu soli kuchennej, na pierwszy plan wysuwają się inne przyczyny. Jednymi z głównych są efekty leczenia nadczynności tarczycy (głównie chirurgicznego i jodem radioaktywnym), po których trzeba podawać hormony produkowane sztucznie (bo nie ma już wystarczającej ilości tarczycy, która by je dostarczyła organizmowi) oraz opisane poniżej autoimmunologiczne zapalenie tarczycy, czyli wole Hashimoto.
Inne przyczyny, w tym wrodzona niedoczynność tarczycy, czyli tzw. kretynizm endemiczny, na szczęście prawie już nie występują, Kretynizm objawiał się bardzo niskim wzrostem, wolem i niedorozwojem umysłowym.
Niezależnie od przyczyny niewydolności tarczycy podstawą jest podawanie jej hormonu– soli sodowej tyroksyny (T4) – „z zewnątrz”, w postaci tabletek. Leczenie trwa zwykle całe życie i jest stale monitorowane systematycznymi badaniami krwi (oznaczanie fT3, fT4 i TSH). Zaczyna się zazwyczaj od małych dawek, które później ulegają zwiększeniu.

Zapalenia tarczycy

Zapalenia tarczycy są bardzo niejednorodną grupą chorób, z których główną uwagę zwraca przewlekłe autoimmunologiczne zapalenie tarczycy, czyli choroba Hashimoto lub inaczej limfocytowe zapalenie tarczycy.
Choroba Hashimoto to wzbudzająca wiele kontrowersji jednostka chorobowa. Niegdyś rzadka, teraz coraz więcej ekspertów wskazuje na jej zwiększoną częstość występowania. Lekarze rodzinni obserwują, że ze względu na rzadsze niż kiedyś zabiegi chirurgicznie, choroba Hashimoto stała się główną przyczyną niedoczynności tarczycy. I jak zwykle w przypadku tarczycy – jest to głównie choroba kobiet (prawie 95% przypadków). Przyszłe badania wyjaśnią kontrowersje dotyczące rozpowszechnienia tej choroby.

To właśnie w chorobie Hashimoto najczęściej mierzy się przeciwciała przeciwtarczycowe (anty-TPO) – badanie zdecydowanie najważniejsze dla potwierdzenia rozpoznania – oraz przeciwciała anty-Tg.
Choroba Hashimoto przebiega dosyć dziwnie. Najpierw zaczyna się ostro – powiększeniem i tkliwością tarczycy, często razem z objawami nadczynności tarczycy, a dopiero po pewnym czasie dochodzi do pojawienia się objawów niedoczynności tarczycy.

Niestety nie opracowano dotychczas skutecznego sposobu na wyleczenie. Glikokortykosteroidy okazały się nieskuteczne. Kiedy schorzenie dochodzi już do etapu niedoczynności standardowo podaje się hormony „z zewnątrz”, czyli w postaci tabletek.

Nowotwory tarczycy

Szczęściem w nieszczęściu jest fakt, że większość raków tarczycy rozwija się wolno, późno daje przerzuty i rzadko nacieka okoliczne tkanki. Są to tzw. raki zróżnicowane (90% przypadków), czyli rak brodawkowaty i pęcherzykowy. Najgorszy z możliwych rodzajów tych nowotworów – rak niezróżnicowany, dający szybko przerzuty stanowi jedynie 2-5% przypadków. Wyróżniamy jeszcze jeden rodzaj – raka rdzeniastego, który wytwarza kalcytoninę i dzięki temu łatwiej go wykryć (daje częste niewyjaśnione niczym innym biegunki).

Nie wiadomo, co powoduje, że guzek, który mógł być łagodny, okazuje się rakiem. Na pewno znaczenie ma nasze rodzinne „dziedzictwo”: jeśli ktoś w bliskiej rodzinie chorował na raka, to istnieje zwiększone ryzyko, że zachorujemy my sami. Innym czynnikiem ryzyka jest napromienianie w dzieciństwie. Historycznym przykładem jest wzrost częstości tych nowotworów na Ukrainie i Białorusi po wybuchu elektrowni w Czarnobylu. W Polsce uniknęliśmy tego m.in. dzięki podawaniu dzieciom płynu Lugola w szkołach.

To, co jest dobrodziejstwem, jest również przekleństwem. Raki zróżnicowane (czyli 9 na 10 przypadków) rozwijają się tak wolno, że trudno zauważyć objawy. A jak się je już dostrzeże, to może być za późno (przerzuty w węzłach chłonnych lub przerzuty odległe). Jedynie w raku niezróżnicowanym dosyć szybko pojawia się ból i duszność.

Dlatego tak duże znaczenie ma ultrasonografia tarczycy. Szczególnie Panie powinny raz na jakiś czas poddać się temu badaniu. USG nie potwierdzi raka, ale może wychwycić takie guzki, które są „podejrzane” i które należałoby poddać biopsji a tkankę zbadać pod mikroskopem. Podstawą leczenie w nowotworach tarczycy jest operacja chirurgiczna. Trzeba wyciąć całą tarczycę i większość węzłów chłonnych szyi. Potem można zastanowić się nad leczeniem uzupełniającym jodem radioaktywnym. W badaniach klinicznych bada się zastosowania inhibitorów kinaz tyrozynowych, tj. sofrafenibu. Medycyna nie powiedziała więc ostatniego zdania w walce z tymi chorobami.

 

Źródło: UiM (12)


Pustkowski copyDr Marcin Pustkowski 

lekarz rodzinny 
i publicysta medyczny

 

Jeszcze do niedawna zabiegi medycyny estetycznej były kojarzone głównie z elitarną grupą „sławnych i bogatych”. Dynamiczny rozwój branży, nowe technologie, bezpieczeństwo przeprowadzanych procedur oraz obniżenie ich cen, wpłynęły na wzrost popularności terapii upiększających. Ich skuteczność często zależy jednak od harmonijnej współpracy specjalistów z wielu branż.

Proces starzenia się nie obejmuje jedynie skóry, a dotyczy całego organizmu. Istotą jest zrozumienie znaczenia kompletnej opieki przeciwstarzeniowej, która obejmuje współpracę wielu specjalistów – nie tylko tych zajmujących się wyglądem, jak lekarz medycyny estetycznej, dermatolog czy kosmetolog. Zgodna kooperacja powinna dotyczyć także fizykoterapeuty, psychologa, endokrynologa, stomatologa czy dietetyka. Tylko połączenie ich wysiłków jest kluczem do sukcesu. Wzajemny szacunek daje możliwości wypracowania porozumienia, które oferując kompleksową opiekę, staje się bardziej atrakcyjne i godne zaufania dla pacjentów, którzy docenią wielokierunkowość działań zmierzających do poprawy ich zdrowia, wyglądu i samopoczucia.

Zabiegi ze wsparciem

Współczesna medycyna estetyczna i chirurgia plastyczna dają mnóstwo możliwości poprawienia mankamentów urody „od ręki”. Wychodzi naprzeciw oczekiwaniom pacjentów, którzy natychmiast chcą zobaczyć radykalne i korzystne zmiany. Błędem jednak staje się postrzeganie zabiegów lekarskich jako podstawy pielęgnacji skóry i profilaktyki anti-aging. Celem zabiegów medestetycznych jest subtelne korygowanie urody, by dłużej cieszyć się atrakcyjnym wyglądem, bez efektu sztuczności. Wcale nie chodzi o to, by bez umiaru poprawiać swoją urodę, ale by wydobyć naturalne piękno. Niektóre zmarszczki czy niedoskonałości są ładne i potrzebne. Podkreślają nasz charakter, doświadczenie i wyróżniają spośród tłumu. 

Kluczem do zaakcentowania urody nie są regularne wizyty korygujące urodę w inwazyjny sposób, a systematyczna pielęgnacja skóry. Zabiegi kosmetyczne często są traktowane jako coś mniej skutecznego. Tymczasem kosmetologia i medycyna estetyczna idą w parze. Co więcej, zabiegi estetyczne mogą być o wiele bardziej efektywne z kosmetologicznym wsparciem. Dla lepszego zobrazowania sytuacji przyrównajmy zaniedbaną, suchą skórę do mieszkania, które potrzebuje generalnego remontu. Jeśli przez lata nic w nim nie było robione, nie wystarczy samo odmalowanie ścian. Dlatego właśnie nowoczesne podejście specjalisty medycyny estetycznej stawia dzisiaj na szeroko pojętą współpracę, obejmującą kosmetyczne przygotowanie do głównego zabiegu, jak i rewitalizację skóry tuż po nim. To właśnie od stanu skóry przed zabiegiem zależą rezultaty i czas utrzymania efektu po zabiegu. Skóra musi być w dobrej kondycji, dlatego tak istotną rolę odgrywa odpowiedni program pielęgnacyjny ułożony przez doświadczonego kosmetologa, który nie tylko tuż przed zabiegiem zaleci kurację nawilżającą, odpowiednio odżywi i wzmocni, ale także zadba o jej jakość przez lata. Dzięki temu „remonty” nie będą tak drastyczne i częste.

Wzmocnienie efektów

Po zabiegu medestetycznym, kiedy skóra jest podrażniona, zbawienna może okazać się kuracja stymulująca procesy regeneracji skóry i łagodząca obrzęki oraz zaczerwienienie (np. oparta na argininie, aloesie czy kwasie hialuronowym). Jednakże interwencja kosmetologiczna po zabiegach dermatologii medycznej, nie ogranicza się tylko do łagodzenia. Jej celem jest również przedłużenie i wzmocnienie efektów estetycznych i przeciwstarzeniowych zabiegu, silne działanie antyoksydacyjne, stabilizacja gospodarki lipidowej skóry i odbudowa jej naturalnej bariery ochronnej. Doskonale sprawdzają się tu produkty bazujące na nowatorskich kompleksach peptydowych, kolagenie czy aminokwasach.

Fachowość kosmetologa

Współczesna kosmetologia to interdyscyplinarna, bardzo obszerna dziedzina pozwalająca na zdobycie szerokiej wiedzy z zakresu ogólnych przedmiotów medycznych, chemicznych i biologicznych, toksykologii surowców kosmetycznych, a także psychologii i zarządzania. Zajmuje się nie tylko profilaktyką mającą na celu opóźnienie zewnętrznych oznak starzenia, ale także zapobieganiem powstawania defektów skórnych. Wykształcony kosmetolog przygotowywany jest do współpracy z lekarzem nie tylko w obszarze medycyny estetycznej, ale również zagadnień dotyczących tych zmian skórnych, które niekorzystnie wpływają na wygląd zewnętrzny.
Kosmetolog, przy wsparciu lekarza, wspomaga proces leczenia farmakologicznego, np. skóry z problemem trądzikowym, pozytywnie wpływając na jej wygląd i kondycję po terapii zaleconej przez dermatologa. Na podobnych zasadach relacja ta powinna kształtować się w przypadku zabiegów medestetycznych.
Najpierw pacjenta przyjmuje kosmetolog, który ocenia jego skórę i w zależności od wyników proponuje mniej lub bardziej inwazyjne rozwiązania. Często wystarczy odpowiednio dobrana pielęgnacja gabinetowa i domowa, która odsunie w czasie bardziej radykalne metody odmładzające. Jeśli jednak, wspólnie – klient i kosmetolog – ustalą potrzebę konsultacji medycznej, naturalne staje się skierowanie do specjalisty mającego uprawnienia do wykonywania bardziej inwazyjnych procedur z zakresu medycyny estetycznej. Podobnie rzecz ma się w sytuacji odwrotnej, gdy po zabiegu medycyny estetycznej, np. botoksu, lekarz zaleci stosowanie terapii kosmetycznej.

Same korzyści

Zgrany zespół ekspertów wielu specjalności zapewnia pacjentom szerszy, bardziej dopasowany do ich potrzeb, zakres zabiegów i procedur terapeutycznych. Rola kosmetologa to profilaktyka i prewencja zmian zachodzących wraz z wiekiem oraz właściwie dobrana pielęgnacja, bazująca na zabiegach i produktach, obfitujących w składniki wspierające rekonwalescencję skóry, a także optymalizujące rezultaty uzyskane po zabiegach medestetycznych.

Wspólnym celem kosmetologa i lekarza medycyny estetycznej jest satysfakcja pacjenta. Obie dziedziny doskonale się uzupełniają. Współpraca ta może przynieść same korzyści nie tylko osobie, która oddaje się w ich profesjonalne ręce, ale także obu grupom zawodowym, nie zawsze wykazującym zrozumienie dla racji drugiej strony. Wzajemny szacunek i respektowanie kompetencji pozwolą na osiąganie optymalnych wyników terapii, zgodnych z indywidualnym planem zabiegowym uzależnionym od stanu skóry i jej potrzeb. Zaowocuje to komplementarną opieką, dzięki której szybciej uda się osiągnąć satysfakcję pacjenta.

 

Źródło: UiM (12)


Dr n.med. Julita Zaczyńska-Janeczko
specjalista dermatolog,
kosmetolog lekarski.
www.klinikajaneczko.pl

Z wiekiem w naszym ciele zachodzi bardzo wiele zmian. Nasila się liczba problemów ze zdrowiem ogólnym, mamy także coraz mniej siły. Uzębienie, tak jak wszystkie inne narządy, także podlega procesom starzenia. Choć nieco w inny sposób.

Wraz z upływem lat można zaobserwować, że zęby zmieniają kolor i kształt. Codzienna praca jamy ustnej powoduje, że żujące powierzchnie zębów się ścierają. Zmienia się przez to ich kształt, tracą one charakterystyczne guzki (zęby trzonowe) i falbanki (siekacze). Z wiekiem także zachodzą zmiany w szkliwie, a co za tym idzie zęby przybierają ciemniejsze barwy. Łatwiej wówczas o przebarwienia spowodowane kolorowymi pokarmami, napojami i używkami. Wraz z wiekiem obserwowana jest zmniejszona dbałość o higienę jamy ustnej (mniejsze możliwości manualne, większe problemy ze zdrowiem ogólnym i wynikające z tego rozproszenie, mniejsza koncentracja i większa tendencja do zmęczenia), co w konsekwencji prowadzi do szybszego rozprzestrzeniania się procesów próchnicowych. Częste choroby ogólne i stosowane leki mogą np. przez zwiększenie lepkości śliny czy demineralizację szkliwa także wpływać na tendencje do próchnicy.

Także w przyzębiu obserwuje się liczne zmiany związane ze starzeniem się organizmu. Wraz z wiekiem przyczep nabłonkowo-łącznotkankowy (jaki mamy wokół zębów) zaczyna przemieszczać się w kierunku wierzchołka korzenia po jego cemencie doprowadzając do wydłużania się koron klinicznych zębów. Jest to tak zwany objaw biernego ich wydłużania się. Prowadzi to do powolnego i równomiernego obnażania się szyjek zębów, a następnie korzeni. Proces ten ma w stomatologii swoją nazwę - starczy zanik przyzębia (atrophia senilis periodonti), a zakłócony czynnikami miejscowymi (niedostateczna higiena) jak i ogólnymi (choroby ogólne, zmiany hormonalne) może prowadzić do parodontozy.

Wraz z wiekiem zwiększa się też liczba chorób ogólnoustrojowych oraz przyjmowanych leków, nasila się osteoporoza, pojawiają się częstsze zmiany dysplastyczne w tkankach (zmiany przednowotworowe, nowotworowe) a to także, w swym całokształcie, wpływa na stan naszego przyzębia, błony śluzowej i zębów.

Procesy i tempo starzenia zależą jednak od bardzo wielu czynników i są sprawą indywidualną. Ważne jest uświadomienie sobie roli profilaktyki i regularnego leczenia stomatologicznego co przy obecnych technikach i postępie stomatologii daje nieocenione możliwości kliniczne dla naszego zdrowia i dobrego funkcjonowania naszego organizmu niezależnie od wieku.

Dla większości z nas ciepłe miesiące to najpiękniejszy czas w roku. Niestety wysokie temperatury to również zwiększone ryzyko kobiecych infekcji intymnych. Jak się przed nimi bronić w czasie wakacji oraz jak je zwalczyć gdy już się pojawią?

Z danych wynika, że ok. 30 proc. kobiet może - po letnich wojażach, cierpieć na infekcje intymne. Panie w trakcie menopauzy są jeszcze bardziej na nie narażone. Stres związany z wyjazdem, długa podróż, korzystanie z toalet publicznych i natrysków, kąpiele w basenie czy jacuzzi, wypady do sauny, długie przebywanie w mokrym kostiumie, chodzenie w stringach lub innych ubraniach, wykonanych ze sztucznych włókien – to najczęstsze przyczyny najróżniejszych kobiecych dolegliwości.

Infekcja grzybicza

Objawia się ona lekkim swędzeniem - to pierwszy sygnał. Potem pojawia się pieczenie, swędzenie jest coraz częstsze i bardzo nieprzyjemne. Może pojawić się również ból podczas stosunku i oddawania moczu.

Dolegliwości powodują grzyby z rodziny Candida (stąd nazwa grzybicy kandydoza, które znajdują się w pochwie jako jej naturalna flora i żyją tam w pełnej symbiozie. To także częsta infekcja kobieca - statystyki pokazują, że dotyka ok. 60 proc. kobiet. Gdy spada odporność organizmu, np. wywołana chorobą oraz gdy nosimy zbyt ciasną i wykonaną ze sztucznych włókien bieliznę bądź najzwyczajniej w świecie niezbyt dbamy o higienę intymną (a latem podczas podróży może się tak zdarzyć), grzyby Candida zaczynają się nadmiernie rozmnażać.

Jeśli stwierdzimy u siebie objawy zakażenia grzybiczego, należy jak najszybciej udać się do lekarza. Leczenie polega na stosowaniu dopochwowych preparatów przeciw grzybiczych przez ok. tydzień. Grzybica ma tendencję do nawrotów, dlatego trzeba ją dobrze wyleczyć.

Zakażenie bakteryjne

Objawami są swędzenie w pochwie oraz wokół niej, uczucie pieczenia, brzydko pachnące żółte upławy oraz ból podczas stosunku i oddawania moczu.
Pojawieniu się zakażenia bakteryjnego sprzyja brak odpowiedniej higieny (także zbyt rzadka wymiana tamponów w trakcie miesiączki), korzystanie ze wspólnych toalet, spadek odporności związany ze stresem lub chorobą. Szczepy bakterii beztlenowych, które „żyją” w pochwie zaczynają się wówczas błyskawicznie rozmnażać, a ich nadmiar wywołuje chorobę.

Tu również nie obejdzie się bez wizyty u ginekologa, który skieruje nas na badanie cytologiczne. Standardowe leczenie polega na zażywaniu przez tydzień antybiotyku. Kuracji nie można zaniedbać, bo źle wyleczone zakażenie bakteryjne wywołuje m.in. zapalenie przydatków lub błony śluzowej macicy.

Zapalenie pęcherza

Według statystyk ponad 70 proc. kobiet, choć raz cierpiało na tę dolegliwość. Powód banalny: kobieca cewka moczowa jest inna niż męska: krótka i szersza, dlatego błyskawicznie wszelkie bakterie znajdujące się w pochwie, docierają do pęcherza.

Najczęstszym powodem zapalenia pęcherza jest wychłodzenie miejsc intymnych, przebywając na przykład zbyt długo w mokrym kostiumie kąpielowym

Objawy to ból w dole brzucha i częste oddawanie moczu, któremu towarzyszy pieczenie.

Leczenie nie jest skomplikowane, choć może być uciążliwe.¬ Dobrze jest robić dwa razy dzienne nasiadówki: do wanny lub miski należy wlać gorącą wodę z dodatkiem naparu z rumianku. Nasiadówka powinna trwa ok. 15-20 minut. Ważne również, by trzymać miejsca intymne w cieple. Wspomagające działania mają również leki ziołowe oraz preparaty apteczne z żurawiną. Żurawina zakwasza mocz i zapobiega rozwojowi bakterii. Gdy po kilku dniach domowego leczenia dolegliwość nadal się utrzymuje należy udać się do lekarza.

Jak się zabezpieczyć:

Korzystanie z publicznych toalet oraz wspólnych art. higienicznych ograniczmy do niezbędnego minimum. Najlepiej aby przybory toaletowe oraz ręczniki miały tylko jednego właściciela, wiele chorób bowiem wywołuje korzystanie przez kilka osób z tych samych rzeczy. Ginekolodzy radzą, aby każdy miał również swój osobisty ręcznik do wycierania miejsc intymnych. Dotyczy to zarówno kobiet, jak i mężczyzn.

Można stosować również profilaktycznie, przed wyjazdem a nawet w jego trakcie, doustne preparaty zawierające odpowiednie szczepy dobroczynnych dla zdrowia probiotycznych bakterii.

Od zarania dziejów istnieją różnice między kobietami a mężczyznami. Różnice te dotyczą sfer fizycznych, psychicznych, a także anatomicznych. Przeprowadzone badania wykazały również różnice w skórze kobiety i mężczyzny, a także w procesie jej starzenia. Czy męska skóra jest rzeczywiście inna? O tym, jak ważnym segmentem rynku medycyny estetycznej są preparaty dedykowane mężczynom rozmawiamy z Magdaleną Wójcik, Dyrektorem Generalnym Neauvia Poland.

Czy naprawdę istnieje rónica między skórą mężczyzny i kobiety?

Dziś na podstawie badań wiemy, że męska skóra ma podobną budowę, ale jest zdecydowanie, bo aż o 25%, grubsza. Panowie mogą cieszyć się gładszą cerą również dlatego, że brodawki skóry właściwej są u nich większe, dzięki czemu mikrokrążenie krwi jest lepsze, a co za tym idzie skóra jest lepiej dotleniona i odżywiona. Na męskiej twarzy wcześniej widać za to zmarszczki mimiczne, a w dodatku są one o wiele głębsze. Dzieje się tak za sprawą aktywności mięśni. Grubsza skóra niestety bardziej poddaje się grawitacji, co skutkuje objawami nasilenia fałdów i ubytków objętościowych. Skóra mężczyzn niestety traci również na objętości, gęstości i elastyczności. Aby zmniejszyć oznaki upływu lat i zachować młody, energiczny, ale wciąż męski, wygląd należy zastosować podejście holistyczne. Świadomość różnic pomiędzy tkankami u mężczyzn i kobiet, jak i ich odmiennych, subiektywnych oczekiwań względem medycyny estetycznej, ukierunkowuje nas na dobór odpowiednich preparatów.

Dlatego zdecydowaliście się na produkt specjalnie dedykowany męskiej skórze?

Hasło „Zrozumieć skórę mężczyzny” leży u podstaw myślenia naszych naukowców od lat. Jako marka Neauvia chcemy zapewnić zarówno kobietom, jak i mężczyzną bezpieczne i skuteczne produkty do zabiegów medycyny estetycznej. Naprawdę skóra męska ma nieco inną budowę, inne potrzeby, inaczej się starzeje. Tkanki podskórne też zachowują się inaczej, wymagają odmiennego podejścia. Dlatego najpowszechniejsze preparaty dedykowane kobietom nie przyniosą tutaj spodziewanych efektów. Nasza linia preparatów dla mężczyzn charakteryzuje się wyższym stężeniem kwasu hialuronowego, żeby łatwiej było lekarzowi zrobić korektę nosa, wymodelować żuchwę, jednym słowem sprostać oczekiwaniom pacjentów.

Wielu dbających o siebie mężczyzn jest dzisiaj bardzo aktywnych fizycznie, ale sportowcom ten wysiłek często odbija się na twarzy… Mówi się już nawet o „twarzy biegacza” – być może ogorzałej, ale pomarszczonej, zapadniętej, wywołującej wrażenie choroby.

Aktywny tryb życia ma ogromne zalety, ale także pewną cenę – gdy tracimy podskórną tkankę tłuszczową wyostrzają się rysy. Mężczyzna ma wysportowane, wymodelowane ciało, ale specjalna dieta czy ekstremalny wysiłek nie służą wyglądowi. Kiedyś o tym nie myślałam, ale mam w domu żywy przykład. Mój mąż jest bardzo aktywny fizycznie od dziecka. Teraz dużo biega, przygotowuje się do Iron Mena. Jest w szczycie formy, ma fantastyczną wydolność, muskulaturę, ale jego twarz wyglądała na chorą. Gdy zaczął tak intensywnie trenować znajomi pytali, co się z nim dzieje, czy nie jest chory?

I co, zdecydował się coś z tym zrobić?

Przyznał, że myślał o tym, ale uznawał, że to niemęskie, nie warte zaangażowania. Zresztą, jest zdrowy, nie miał wskazań do jakichkolwiek poważnych zabiegów. Tak naprawdę nie wiedział jednak, że dzisiaj delikatne poprawie wyglądu, wpływające na naszą samoocenę, na to, jak nas postrzegają inni, jest stosunkowo łatwe. I wcale nie świadczy o przesadnej dbałości. Przecież jeśli dbamy o kondycję, to nie tylko chcemy sobie coś udowodnić, ale także dobrze się czuć i wyglądać. Dlaczego więc nie pomyśleć o tym, by nie psuć końcowego efektu?

 

Dziękujemy za rozmowę

 

Źródło: UiM (11)


Mgr Magdalena Wójcik
Dyrektor Generalny Neauvia Poland.
Ekspert bankowości i finansów.
Autorka projektów „Raiffeisen Beauty''
oraz „FreeMED” – finansowania branży Beauty.
Prywatnie szczęśliwa żona, mama 8 letniego Wiktora
i 6 letniej Liwii, biegaczka.
Aktywnie wspiera rozwój triathlonu w Polsce.
www.neauvia.pl

Popularne powiedzenie głosi, że jeżeli ktoś po ukończeniu czterdziestu lat budzi się rano i nic go nie boli, to znaczy, że nie żyje. W dużym stopniu potwierdzają to zarówno statystyki medyczne, jak i codzienna praktyka – dolegliwości bólowe kręgosłupa i stawów dotykają ogromną większość z nas i to w coraz młodszym wieku. Dlaczego tak się dzieje i jak temu przeciwdziałać?

Ból o różnym nasileniu, ograniczenie możliwości ruchowych, w końcu konieczność zmiany stylu życia z wiekiem staje się przykrą codziennością. Jednak czy to wiek jest głównym winowajcą? Dlaczego dolegliwości bólowe kręgosłupa i stawów występują tak często? I w końcu – czy można z nimi coś zrobić?

Złowróżbne przeciążenia

Zdecydowana większość zespołów bólowych kręgosłupa i stawów ma przyczynę w zwykłym, codziennym ich przeciążaniu. Zmiany zwyrodnieniowe, dyskopatie, artrozy –wszystko to, w zdecydowanej większości, jest rezultatem właśnie przeciążeń. Skąd się biorą te złowróżbne przeciążenia, skoro coraz większa część z nas nie dźwiga ciężarów i ma pracę biurową?

Przeciążenia to, najkrócej rzecz ujmując, rodzaj i wielkość obciążenia którego nasze ciało nie jest w danej chwili znieść bez szkody dla siebie. Wbrew sugestii wynikającej z nazwy „przeciążenie”, nie zawsze winny jest duży ciężar. W rzeczywistości groźniejsze bywają niewielkie siły, ale działające długotrwale, w formie powtarzalnej lub wręcz stałej. Nie jest do tego potrzebny żaden ciężar pochodzenia zewnętrznego – wystarczy nieprawidłowy nawyk, sposób używania swojego ciała niezgodny z aktualnymi możliwościami – np. podczas siedzenia, pochylania się, chodzenia czy stania. Kluczowe są tutaj słowa: „nieprawidłowy” i: „aktualne możliwości”.

Prawidłowa postawa

Czym jest postawa ciała, chód czy prawidłowe siedzenie? To taki sposób wykonywania tych (i innych) czynności, który powoduje jak najmniejsze obciążenia stawów, a obciążenia te są zgodne z właściwościami anatomicznymi poszczególnych części ciała. W praktyce, bardzo ważne jest to, aby poszczególne stawy ustawione były blisko pionowej linii przebiegającej przez środek ciężkości ciała. Im dalej od niej, tym większa dźwignia na jakiej stawy i mięśnie muszą działać – a więc i większe obciążenia. Jeśli jeden z elementów będzie podlegał nadmiernym obciążeniom, dojdzie do jego szybszego zużycia, podrażnienia i dolegliwości bólowych. Ale, co równie istotne, ten element przestanie pracować prawidłowo, jego aktualne możliwości się zmniejszą, a jego zadania będą musiały w, drodze tzw. kompensacji, przejąć inne elementy, co z kolei spowoduje ich nadmierne obciążenie…

Po latach, dochodzi do sytuacji w której coraz więcej elementów jest obciążonych, a coraz mniej jest gotowych przejmować ich funkcję. Coraz częściej zaczynamy odczuwać bóle, często wędrujące z miejsca na miejsce.

Co robić?

Czy możemy coś z tym zrobić? Na szczęście – tak, i to kilka rzeczy. Możemy określić i zmniejszyć przeciążenia, zlikwidować podrażnienia, poprawić zakres ruchu i zmniejszyć ból.
Określenie obszarów ciała, które podlegają nieprawidłowym obciążeniom, czyli są przeciążane, jest istotne w co najmniej trzech momentach terapii.

Po pierwsze – zanim zaczną się dolegliwości bólowe lub są one niewielkie. W tym momencie, dzięki badaniom biomechanicznym takich typowych czynności jak utrzymanie postawy stojącej, sposób chodzenia czy rozkład ciężaru ciała, jesteśmy w stanie zidentyfikować obszary które nie pracują prawidłowo i mogą powodować przeciążenia. A więc obszary w przyszłości bardziej narażone na powstanie zespołów bólowych. Dzięki temu, wprowadzając odpowiednie formy ćwiczeń i zaleceń terapeutycznych, można zmniejszyć ryzyko powstania zmian przeciążeniowych. Jest to więc działanie z zakresu profilaktyki pierwotnej. Warto tutaj podkreślić, że samo badanie postawy ciała czy chodu uwidacznia nam jakie funkcje są zaburzone, nie wskazuje jednak na ich przyczynę. Dlatego dobór ćwiczeń należy już do specjalisty, który badaniem klinicznym, posiłkując się wynikami badań biomechanicznych, określi przyczyny zaburzeń (skrócenie mięśni, ograniczenie stawowe, osłabienie siły, nieprawidłowy nawyk ruchowy) i odpowiednio do nich dobierze zabiegi.

Podobnie po zakończeniu leczenia – a właściwie po likwidacji dolegliwości bólowych i ograniczeń w leczonym stawie, warto jest określić, czy sposób wykonywania podstawowych czynności ruchowych wrócił do prawidłowego czy nie. Dla przykładu – osoba która z powodu garbienia się i wysuwania głowy do przodu cierpi na dolegliwości bólowe szyi i głowy, może odczuwać ulgę po zabiegach czy farmakoterapii. Jednakże, jeśli dalej pozostanie w opisanej, nieprawidłowej pozycji (będzie się garbić i wysuwać głowę do przodu), dolegliwości będą wracały. Dlatego, po zlikwidowaniu dolegliwości bólowych, warto określić występowanie takich nieprawidłowości i wdrożyć ćwiczenia korygujące postawę ciała w ramach tzw. profilaktyki wtórnej.

Co po diagnozie?

I w końcu moment samego leczenia. O dokładnej diagnostyce funkcjonalnej związanej z lokalizacją źródła bólu i zaburzeń ruchowych piszemy obok. Jednak określenie sposobu wykonywania czynności globalnych (takich właśnie jak utrzymanie postawy ciała czy chód) może ułatwić fizjoterapeucie odszukanie często odległych zaburzeń, które przyczyniają się do aktualnego bólu w sposób pośredni – a więc ułatwiają pracę i postawienia właściwej diagnozy. Stanowią przy tym tylko jeden z elementów badania, który, w celu pełnego wykorzystania, musi być rozwinięty przez badanie kliniczne pacjenta i jego terapię.

 

Źródło: UiM (12)


mgr Michał Dylewski
Koordynator ds. Rozwoju Rehabilitacji
w Klinice Uzdrowiskowej „Pod Tężniami” w Ciechocinku.

Główny Specjalista ds. Diagnostyki Układu Ruchu
w Laboratorium Badawczo Rozwojowym Układu Ruchu.

Terapeuta Metody „McKenzie Orthopaedic Manual Therapy”.

Facebook

reklama
IADE 2024
reklama
P - DMK
reklama
P - Hotel_Bania
reklama
Uroda i medycyna

Zatrzymaj Mlodosc TV

Baner